W niedzielę krośnieński zespół sprawił wspaniały prezent swoim kibicom, odprawiając z kwitkiem jednego z faworytów. Ta wygrana była okupiona olbrzymim wysiłkiem. - Moi zawodnicy padali na twarz, ale to dało efekt - nie ukrywa trener MOSiR-u.
Beniaminek nie potrafił drugi raz z rzędu zaprezentować się tak dobrze, co zaowocowało porażką 53:68. Przeciwnik zdominował go i utrzymywał prowadzenie przez ponad 35 minut. - Zawodnicy, którzy grali w niedzielę, narzucili sobie tempo, jakie im odpowiadało. Np. Piotrkowski to był inny zawodnik, Michał Baran to był gracz, którego nie poznawałem - ocenia Ryszard Żmuda.
Wyższość Startu uwidoczniła się szczególnie w walce na tablicach. Dwaj koszykarze lubelskiej drużyny zanotowali ponad 10 zbiórek i nie pozwalali na zbyt wiele rywalom. - 20 zbiórek różnicy przy niewielkim dystansie punktowym to jest tragedia! Zespół musi mieć jednego wysokiego zawodnika lub tak zbierającego piłki jak Łuszczewski, który ma siłę, moc i przekonanie. Tego brakuje moim graczom - analizuje Żmuda.