Pojedynek z Lotosem Gdynia to kolejne wielkie wyzwanie dla zawodniczek MKS Tęczy Leszno, które przed tygodniem doznały srogiej porażki w Polkowicach, z tamtejszą drużyną CCC. Teraz zadanie wcale nie będzie łatwiejsze. - Na pewno nie będzie to łatwiejsze spotkanie, niż ostatnie z CCC - przekonuje Ewelina Gala, która przecież jeszcze kilka tygodni temu była zawodniczką właśnie teamu z Trójmiasta. - Dla nas najważniejsze jest, aby z meczu na mecz lepiej wyglądać jako zespół. Brakuje nam zgrania i takiej komunikacji "bez słów" na boisku. Na treningach idziemy ciągle do przodu, ale to jeszcze nie jest to, na co nas stać.
- Na mecz z Lotosem musimy po prostu wyjść skoncentrowane, bez jakiś uprzedzeń, że to jest ten Lotos, bo to mimo wszystko normalny zespół, który też ma słabsze dni i popełnia błędy. Najważniejsze abyśmy grały swoje i nie położyły się przed przeciwnikiem - dodaje. Podejście zawodniczki jest jak najbardziej słuszne, ale w samym Lesznie nazwa Lotos trochę paraliżuje. Tęcza w poprzednich sezonach potrafiła wygrywać z każdym potentatem Ford Germaz Ekstraklasy, tylko nie z drużyną z Gdyni. W tym sezonie trudno mówić, jakie są szanse na sprawienie tak wielkiej sensacji, ale patrząc na niektóre inne rozstrzygnięcia w tym sezonie, to raczej wszystko, a może bardzo dużo, może się wydarzyć.
Drużyna z Leszna początku tego sezonu nie może jednak zaliczyć do udanych. Dlatego też włodarze tego klubu poszukiwali wzmocnień, szczególnie na pozycjach podkoszowych. Niemal z nieba zatem spadła dla Tęczy właśnie Gala, która postanowiła nieco zmienić otoczenie, żeby móc grać. Dlaczego właśnie Leszno? - Tak naprawdę decyzja o odejściu z Gdyni wisiała w powietrzu. Były inne opcje, ale wszystko było załatwione dość szybko i bez zbędnego szumu, bo z góry wiedziałam, że to będzie Leszno. Dlatego nie chciałam robić zamieszania w klubach, które potencjalnie widziały mnie w swoim składzie - komentuje swoją zmianę barw klubowych.
W drużynie Tęczy Gala zdołała rozegrać już dwa spotkania, notując średnio na swoim koncie 6 punktów i 5 zbiórek. Najważniejsze jednak dla samej zawodniczki jest fakt, że trener Dariusz Raczyński daje jej minuty na parkiecie, z czym bardzo ciężko było w Gdyni. W meczu z Widzewem nowa zawodniczka Tęczy na parkiecie spędziła prawie 20 minut, w Polkowicach natomiast niespełna 18. W poszukiwaniu powrotu do swojej optymalnej formy z przeszłości właśnie ten aspekt będzie najważniejszy.
- Tak, mam tutaj minuty, co jest dla mnie najważniejsze. Tak samo, jak ciężka praca, żeby wrócić do formy. Strasznie mnie irytuje czasem moja kompletna niemoc na boisku, czuję się jak mała dziewczynka, która dopiero stawia pierwsze kroki - mówi 21-letnia zawodniczka, która nie wie ile czasu zajmie jej powrót do optymalnej formy. - Tak naprawdę dopiero od kilku treningów czuję, że powolutku zaczynam to wszystko czuć i moja gra zbliża się do tej przed kontuzją. Nie jestem w stanie odpowiedzieć kiedy moja forma wróci, ale wszyscy mówią, że mam robić swoje i być cierpliwa, więc tak robię i czekam.