Przez dwadzieścia minut mecz był bardzo wyrównany, a niewielką przewagę uzyskali przyjezdni. Kluczowa dla losów spotkania okazała się trzecia kwarta, a zwłaszcza jej końcówka, którą Start wygrał 15:6. - Zagraliśmy dwie różne połowy - przyznał Turkiewicz w rozmowie ze SportoweFakty.pl. - W pierwszej daliśmy za dużo swobody drużynie przeciwnej. Pozwoliliśmy sobie rzucić czterdzieści punktów. Przegrywaliśmy pojedynki jeden na jeden i to sprawiło, że do przerwy oni prowadzili - analizował mankamenty w grze swoich podopiecznych. - W drugiej połowie zdecydowanie poprawiliśmy naszą grę defensywną, co przyczyniło się do momentu, w którym mecz był rozstrzygnięty. Myślę, że to był główny czynnik, który pomógł nam w zwycięstwie - dodał wyjaśniając przyczyny poprawy.
W dwóch kolejnych kwartach Start bronił agresywniej, co uniemożliwiło rywalowi kreowanie dogodnych pozycji do rzutu. W efekcie Spójnia w trzeciej i czwartej odsłonie zdobywała po trzynaście punktów. Wydawało się, że po tym jak gdynianie wyszli na dziesięciopunktowe prowadzenie, efektownie zwyciężą. Ostatnia ćwiartka również nie była dla nich jednak udana. Mimo że koszykarze Startu z łatwością wypracowywali sobie okazje do zdobywania punktów, to ich skuteczność spadła, a najbardziej spektakularnym pudłem popisał się Tomasz Wojdyła. - Zrobiliśmy przewagę 12-14 punktów. Bardziej liczy się, żeby utrzymać wynik i dowieźć zwycięstwo do końca. Oczywiście, gdyby się udało, można było zdobyć więcej punktów. Trzeba się jednak cieszyć z tego, co jest - łagodnie ocenił swoich podopiecznych gdyński szkoleniowiec.
Sobotni pojedynek przypominał nieco dotychczasowe poczynania nadmorskiej ekipy. Start, podobnie jak w tym konkretnym meczu, na początku rozgrywek miał małe problemy, męcząc się z beniaminkami z Kutna i Przemyśla oraz przegrywając w Krośnie. Ostatnia seria zwycięstw, w tym tryumfy nad Rosą Radom oraz Spójnią Stargard Szczeciński, potwierdzają jednak przedsezonowe oceny, które wskazywały gdyński team jako faworyta do końcowego sukcesu. Ostrożny w spekulacjach jest jednak trener Turkiewicz, który zdaje sobie sprawę, że jego zespół potrzebuje czasu na dopracowanie wszystkich elementów. - Sezon jest długi. Objąłem zespół, który jest zupełnie nową konstrukcją. Uczymy się siebie. To proces, który trwa. Cieszę się, że to z każdym meczem wygląda lepiej. Wiadomo, że za każdym razem chciałbym, żeby szło w górę, ale błędy się będą pojawiać. One są nieuniknione, bo taki jest sport. Cieszę się, że wygrywamy ważne mecze, ale tak jak mówię, sezon się dopiero rozpoczął i jeszcze wiele ważnych gier przed nami - powiedział po sobotnim spotkaniu.
Rzeczywiście, na świętowanie nie ma czasu. Już w środę Start zagra kolejny mecz na szczycie. Tym razem gdynianie udadzą się do Łańcuta na pojedynek z liderem. Będzie to ich druga wizyta na Podkarpaciu i pierwszy tak poważny sprawdzian poza własnym parkietem. - Takie mecze pokazują, że poziom I ligi jest wysoki. Dobrze się gra takie zawody, bo jest adrenalina dla mnie i koszykarzy. Po to zawodnicy uprawiają sport, żeby grać mecze na szczytach i próbować w każdym spotkaniu walczyć o zwycięstwo. Ja się tylko cieszę, że mamy taką możliwość i na pewno będziemy się bić o wygraną - zapewnił szkoleniowiec Startu.
Specyficznym elementem, jak na zaplecze TBL, była też atmosfera sobotniego spotkania, w którym bądź co bądź mierzyły się druga z trzecią drużyną w tabeli. Start Gdynia, który swój początek wywodzi od rezerw Asseco Prokomu, jest teraz samodzielnym klubem, co w rozmowie z naszym portalem podkreślił Turkiewicz. Jednak nadmiar zespołów grających na nieco wyższym poziomie sprawia, że nowy klub musi zabiegać o przychylność fanów, którzy zbyt żywiołowo nie reagowali na poczynania koszykarzy. Największy hałas na hali uczyniła kilkuosobowa grupa ze Stargardu Szczecińskiego, która na początku meczu zaznaczyła swoją obecność. - Teraz jesteśmy nowym klubem - podkreśla Turkiewicz. Nie wiem jak było w tamtym sezonie. Ponoć przychodziło bardzo mało ludzi. Cieszę się, że coraz więcej kibiców przychodzi. Mam nadzieję, że zwycięstwami będziemy ich przyciągać na halę - wierzy Turkiewicz.