Adam Popek: Po przegranym meczu z Rivas chyba trzeba sobie jasno powiedzieć, że do poziomu gry, którego wszyscy oczekują jeszcze wiele wam brakuje.
Anke DeMondt: Nie da się ukryć, że tak jest. Zresztą każdy bardziej pojętny obserwator widzi, że wielokrotnie nasze poczynania nie przynoszą spodziewanego efektu, więc oczywistym jest, że gdzieś jakieś elementy nie funkcjonują tak jak należy. W pojedynku z hiszpankami na pochwałę zasługiwała tylko nasza gra w obronie. W tej formacji zagrałyśmy jak prawdziwy zespół i nie popełniałyśmy większych błędów. Na poparcie tych słów wystarczy przytoczyć fakt, że przez 40 minut rywalki zdobyły 65 punktów, co jak na drużynę tej klasy wcale nie jest jakimś rewelacyjnym wynikiem. Niestety w parze z zaangażowaniem w postawę defensywną nie poszła nasza gra w ataku. Pod koszem przeciwnika w środowy wieczór po prostu zawiodłyśmy i nie ma w tym względzie wątpliwości. Zdołałyśmy rzucić jedynie 50 "oczek", a to o wiele za mało, by wygrywać mecze na tym poziomie. W Eurolidze, bowiem grają najlepsze drużyny z poszczególnych krajów naszego kontynentu, w związku z czym trudno oczekiwać, że tak rażące błędy z naszej strony nie zaważą na końcowym rezultacie. Myślę, że naszym największym problemem jest to, że często zbyt indywidualnie chcemy rozegrać wiele akcji. Dziewczyny liczą, że w pojedynkę są w stanie wiele zdziałać, ale jak się mogliśmy przekonać, takie podejście wcale nie jest dobre. Jeśli myślimy o zwycięstwach w konfrontacjach takiej rangi, to cała drużyna musi razem współpracować i wspólnie dążyć do założonego celu. Mając tego świadomość, musimy teraz ciężko popracować nad tym elementem i uwierzyć, że jako kolektyw jesteśmy w stanie zdziałać o wiele więcej. Wierzę, że wkrótce to wszystko odmieni się na korzyść i następne spotkanie padnie już naszym łupem.
Ale te problemy w ofensywie zdarzają się już po raz kolejny. W waszym przypadku nie jest to nowość.
- To prawda, ale warto wziąć pod uwagę, że jak dotąd nie miałyśmy jeszcze zbyt wielu okazji do tego, by trenować i rozgrywać mecze w optymalnym składzie. Jak zapewne wszyscy pamiętają, w pierwszych tygodniach obecnego sezonu, wiele z nas zmagało się z problemami zdrowotnymi i drużyna często występowała w niepełnym zestawieniu. To bez wątpienia miało wpływ na postawę zespołu i myślę, że do dziś w pewnym stopniu odciska piętno na naszej grze. Przecież my tak naprawdę dopiero zaczynamy współpracę w pełnej obsadzie i pomalutku próbujemy wchodzić na coraz to wyższy poziom. Wiadomo, że od razu nie może przynieść to jakichś wyśmienitych efektów, bowiem poszczególne zawodniczki, w tym Ewelina Kobryn, która pauzowała ponad miesiąc, potrzebują czasu, by na nowo wdrożyć się w panujące realia. Mam zatem nadzieję, że teraz już nic nie przeszkodzi nam we wspólnej pracy i niedługo będziemy mogli zobaczyć jej pierwsze efekty. A żeby tak się stało, to musimy przede wszystkim odzyskać pewność siebie w ataku, by nie tylko bronić, ale też zdobywać punkty.
Jednak w pojedynku z hiszpańskim zespołem ta sztuka była trudna do osiągnięcia. Rywalki, bowiem nadspodziewanie dobrze zagrały w obronie i nie pozostawiały wam zbyt wiele wolnego miejsca.
- Zgadza się. Zawodniczki z Madrytu ewidentnie świetnie przygotowały się do tej rywalizacji i od początku wysoko zawiesiły nam poprzeczkę. Prawdą jest jednak, że mimo to miałyśmy kilka dogodnych okazji i mogłyśmy przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę, ale w decydujących momentach po prostu nie trafiałyśmy. Zresztą gdyby popatrzeć na całe spotkanie to spudłowałyśmy strasznie dużo rzutów i poniekąd same sobie jesteśmy winne, że tak to wszystko się potoczyło. Wpływ na to na pewno miał fakt, o którym już wspominałam, mianowicie zbyt indywidualna gra. Wobec tak dobrej obrony, nie można liczyć, że pojedyncze jednostki będą w stanie przejąć ciężar gry całej drużyny. Po to na parkiecie jest nas piątka, byśmy wspólnie pracowali na sukces zespołu. Mam zatem nadzieję, że niebawem to wyeliminujemy i w końcu zaczniemy grać jako kolektyw. Przed nami sporo treningów, także jestem dobrej myśli.
Patrząc na przeciwnika to najtrudniej było wam chyba powstrzymać amerykański duet Essence Carson – Ashja Jones, który wielokrotnie przedzierał się przez wasze zasieki obronne.
- Przede wszystkim uważam, że hiszpanki zagrały po prostu zespołowo i to było ich kluczem do zwycięstwa. Faktem jest, że Amerykanki zdobyły sporo punktów, ale nie rzuciły znowu tak wielu "oczek", by można uznać je za bohaterki. Ważną rzeczą, która zwróciła moją uwagę było to, że jeśli nawet w szeregach Rivas któraś z zawodniczek miała słabszy moment, bądź nie trafiała kilku rzutów, od razu ciężar gry brała na siebie inna z dziewczyn, dzięki czemu drużyna nie traciła na wartości. My starałyśmy się możliwie jak najbardziej utrudnić im życie i uważam, tak jak już zresztą wspominałam, że akurat w tym względzie nie zawiodłyśmy. Pewnie, że zdarzały tez się błędy, jak każdemu, ale w porównaniu z innymi aspektami, defensywa prezentowała się najlepiej. Żeby takiej dysproporcji uniknąć w przyszłości musimy bardziej uwierzyć w to, że razem możemy o wiele więcej. Bez tego trudno będzie o cokolwiek.
To spotkanie miało dodatkowo bardzo duże znaczenie jeśli chodzi o układ tabeli grupy C. Miałyście, bowiem ogromną szansę na podkreślenie swojej dominacji, a tymczasem marzenia o tym trzeba odłożyć na później.
- Niestety, końcowy rezultat był taki, jaki wszyscy widzieliśmy i trudno o powody do radości. Zresztą zawsze gdy przegrywasz, próżno szukać większego optymizmu. My staramy się cały czas do każdego meczu podchodzić z takim samym nastawieniem i zawsze walczyć o zwycięstwo. Tym razem się nie udało i szkoda, bo przecież miałyśmy po naszej stronie atut własnego parkietu. Patrząc jednak na ogólny bilans wygranych i porażek można powiedzieć, że nie jest zły, więc nie ma sensu dramatyzować. Jasnym jest, że wpadki, jak w Brnie czy porażki na własnym terenie nie powinny się nam przytrafiać, ale czeka nas jeszcze mnóstwo gier, wobec czego mam nadzieję, że zdołamy niejednokrotnie udowodnić swoją wyższość.
Ale zdajecie sobie sprawę, że obecny poziom jaki prezentujecie, w kolejnych rundach Euroligi z pewnością nie wystarczy do tego, by włączyć się do walki o wygrane?
- Tak, mamy świadomość, że taka tendencja nie ma prawa się dłużej utrzymywać. Prawdą jest jednak, że na samym początku sezonu grałyśmy całkiem dobrze i pokonanie choćby Spartaka Moskwa najlepiej świadczy o tym, że możemy być lepsze nawet od potentatów. Obecnie przytrafił nam się gorszy okres i to widać gołym okiem, ale liczę, że ciężką pracą niedługo go zakończymy. Teraz dla nas ważne jest to jak zachowany się na finiszu rozgrywek grupowych. Nie da się ukryć, że tutaj każdy może wygrać z każdym i trudno będzie uzyskać pozycję lidera, ale dołożymy wszelkich starań do tego, by tak się stało. Będziemy krok po kroku, w pełni gotowości do tego dążyć.
Może potrzebujecie po prostu szczerej rozmowy wewnątrz zespołu w trakcie której wyjaśnilibyście sobie wspólnie ze sztabem szkoleniowym, co na chwilę obecną wymaga poprawy?
- Nie wiem jak do tego podejdą trenerzy i co dla nas przygotują, ale my skupiamy się przede wszystkim na ciężkiej pracy. Najważniejsze jest to, by zacząć w końcu wzajemnie współpracować, w ofensywie, a wtedy jestem pewna, że ugramy o wiele więcej.