Filip Gracek: Masz już za sobą dwa treningi ze Śląskiem. Jak wrażenia?
Rafał Glapiński: Bardzo pozytywnie. Znam większość zespołu, więc z aklimatyzacją nie powinno być żadnego problemu. Mam nadzieję, że z trenerami też szybko znajdziemy wspólny język, bo wszyscy mamy jeden cel - awans do pierwszej ligi.
Zdradzisz powód, dla którego rozstałeś się z Rosą Radom?
- Rozwiązaliśmy umowę za porozumieniem stron i nie doszukiwałbym się tutaj drugiego dna. To jest tak jak w małżeństwie - nigdy nie ma winy po jednej stronie. Po prostu zdecydowaliśmy, że tak będzie najlepiej.
Mówi się jednak, że w Radomiu nie spełniłeś pokładanych w tobie nadziei.
- Wiadomo, że średnio 3,5 pkt. na mecz nie jest jakimś wielkim wyczynem. Chyba wszyscy przyzwyczaili się do mojej gry w Sokole Łańcut, gdzie rzeczywiście rzucałem bardzo dużo punktów, ale tam miałem zupełnie inną rolę. Od początku było wiadomo, że będę pierwszym rozgrywającym, więc niejako byłem zmuszony do bycia liderem. Sokół bardzo potrzebował wsparcia strzeleckiego od niskich zawodników, stąd tak moje wysokie średnie. W Rosie natomiast trenerzy zlecili mi inne zadania - moim obowiązkiem było głównie kreowanie gry. Wiedziałem również, że od zdobywania punktów jest wielu innych zawodników. Po swoim odejściu przeczytałem na stronie internetowej wiele pochlebnych wypowiedzi na swój temat. Pojawiły się głosy, że Rosa trochę przedobrzyła z transferami i doszło do sytuacji, że było pięciu graczy na dwóch pozycjach – to stanowczo za dużo.
Wspomniałeś, że masz w Śląsku kilku znajomych. Z kim masz najlepszy kontakt?
- Nie da się ukryć, że z Marcinem Kowalskim, z którym wspólnie graliśmy przez kilkanaście lat. Właściwie wychowaliśmy się na jednym podwórku, trenowaliśmy razem od młodzika. Znam też Radka Hyżego, Mirka Łopatkę i Adriana Mroczka-Truskowskiego. Resztę chłopaków dopiero poznaję.
Dlaczego wybrałeś drugoligowy Śląsk? Nie traktujesz tego jako osobistą porażkę? W zaledwie kilka lat z poziomu ekstraklasy musiałeś zejść do "koszykarskiego podziemia".
- Absolutnie nie traktuję tego w kategoriach porażki. Mam dwójkę małych dzieci i nie ukrywam, że chciałem być jak najbliżej domu. One bardzo tęsknią, a przez ostatnie trzy lata ciągle byłem gdzieś bardzo daleko. Druga sprawa, że Śląsk tak naprawdę nie jest klubem drugoligowym. Organizacyjnie ten klub stoi na bardzo wysokim poziomie i zasługuje na miejsce co najmniej o jedną ligę wyżej. Miejmy nadzieję, że potwierdzimy to na boisku.
Twoim zdaniem ten zespół faktycznie ma potencjał, by awansować?
- Nie mi to oceniać. Od tego są trenerzy. Ja powiem szczerze, że po tych dwóch treningach, które odbyłem pod okiem trenera Kalwasińskiego, ciężko mi cokolwiek powiedzieć na temat potencjału. Jestem we Wrocławiu do niedzieli, dlatego będę chciał obejrzeć derbowy mecz z WKK. Na pewno czeka nas mnóstwo pracy.
Żałujesz, że nie możesz wystąpić w derbach Wrocławia? (Zgodnie z przepisami Rafał może zostać zgłoszony do rozgrywek II ligi dopiero w styczniu - dop. red.)
- Oczywiście, że żałuję. Chciałbym od razu po podpisaniu umowy wejść i grać, ale niestety przepisy na to nie pozwalają. Będę czekał z niecierpliwością do czasu, kiedy zostanę zgłoszony do ligi. Mam nadzieję, że ten okres wykorzystam na bardzo ciężką pracą na treningach.