Zielonogórzanom zabrakło szczęścia - relacja z meczu Zastal Zielona Góra - Trefl Sopot

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Koszykarze Zastalu Zielona Góra nie zdołali zrehabilitować się za ostatnią fatalną porażkę w meczu z Kotwicą Kołobrzeg. Zielonogórzanie w zaległym spotkaniu ulegli Treflowi Sopot 87:89. Jest to tym samym czwarta porażka graczy Tomasza Jankowskiego w tegorocznych rozgrywkach.

To był pierwszy mecz w obecnym sezonie, w którym Zastal Zielona Góra musiał sobie radzić bez Ganiego Lawala, który wrócił do USA. Środkowy zakończył zmagania w Tauron Basket Lidze ze średnią 16,5 punktów zdobytych na mecz. W jego miejsce do zielonogórskiej drużyny przyszedł Kirk Archibeque, który przeciwko Treflowi zdobył dziewięć "oczek". Z rachunku prawdopodobieństwa wynika więc, że gdyby nie zbliżający się koniec lokautu w NBA, "Zastalowcy" zwyciężyliby z sopocianami.

To jest jednak tylko kalkulowanie po fakcie, więc kibice w Winnym Grodzie muszą obejść się ze smakiem, i liczyć, że nowy nabytek Zastalu pokaże, że jest godnym następcą Lawala. W tej potyczce Archibeque zaprezentował się przyzwoicie (10 zbiórek i 9 punktów), ale to nie uchroniło jego zespołu od porażki. - Chciałem podziękować pracownikom klubu, że w tym meczu mógł zagrać z nami nasz nowy zawodnik. Myślę, że Kirk w dalszej części sezonu będzie ważną częścią naszego zespołu - powiedział trener Zastalu, Tomasz Jankowski.

Mecz od samego początku miał bardzo wyrównany przebieg. Po sześciu minutach gry, drużyna gości prowadziła tylko 19:17. W ekipie Trefla bardzo dobre zawody rozgrywał obwodowy duet Łukasz Koszarek - Łukasz Wiśniewski, który łącznie zdobył aż 46 punktów. Na słowa pochwały zasługują obaj zawodnicy, ale szczególnie Koszarek zagrał wyśmienicie, trafiając sześć "trójek" przy 75% skuteczności. Właśnie głównie dzięki tym graczom, team z Sopotu na długą przerwę schodził z 1-punktową zaliczką (45:46).

Po przerwie obraz gry zbytnio się nie zmienił. Żadna z drużyn nie mogła przejąć inicjatywy, co było przyczyną rezultatu, który wahał się na granicy remisu. Zastal wcale nie odstawał od Trefla, ale można było odnieść wrażenie, że zielonogórzanom jednak brakowało tych punktów spod kosza, które z pewnością zdobyłby Lawal. Natomiast w sopockiej ekipie z tego zadania bardzo dobrze wywiązywał się Filip Dylewicz (8/11 za dwa). I w dziurawieniu kosza zielonogórzan rzutami z pod tablicy był on w zasadzie osamotniony, gdyż centrzy Trefla John Turek i Chris Burgess razem w całym spotkaniu zdobyli zaledwie 5 punktów.

Przechodząc do końcówki meczu, to przy stanie 76:82, do zawycia syreny pozostawała minuta czasu. Nie obyło się więc bez wielokrotnych fauli "Zastalowców" na zawodnikach teamu z Sopotu. Kiedy ekipę Trefla od triumfu dzieliło zaledwie sześć sekund, ze strony Zastalu na linii rzutów osobistych stanął Walter Hodge. Portorykańczyk trafił jeden rzut wolny, a drugi umyślnie spudłował, żeby jego klubowi koledzy zebrali piłkę. Wynik brzmiał 87:89, więc gospodarze mieli szansę na dogrywkę. Zastal co prawda wyłuskał piłkę, ale nikt nie zdołał trafić i szczęście stanęło po stronie sopocian. - W ostatnich dwóch minutach nie daliśmy sobie szansy na zwycięstwo. Zabrakło podstawowego elementu koszykarskiego rzemiosła, jakim jest zastawianie. Trefl zbierał piłki nawet po swoich rzutach osobistych, i tak straciliśmy kilka ważnych punktów - podsumował Jankowski.

Zastal Zielona Góra - Trefl Sopot 87:89

Zastal: Wlater Hodge 26 (3), Piotr Stelmach 13 (3), Jakub Dłoniak 12 (2), Kamil Chanas 12 (1), Kirk Archibeque 9, Uros Mirković 7, Marcin Flieger 6, Rafał Rajewicz 2, Marcin Chodkiewicz 0, Marcin Sroka 0.

Trefl: Łukasz Koszarek 29 (6), Filip Dylewicz 21 (1), Łukasz Wiśniewski 17 (2), Vonteego Cummings 8 (1), Adam Waczyński 5 (1), Marcin Stefański 4, John Turek 3, Chris Burgess 2.

Źródło artykułu:
Komentarze (0)