Nie ma Kukiełki, mamy problem w ataku - rozmowa z Aleksandrem Krutikowem, trenerem POLOmarketu Sportino

Trener POLOmarketu Sportino mówi, na jakie pozycje potrzebuje jeszcze zawodników oraz, jak spisują się ci, których ma obecnie. Ocenia też ostatni mecz z AZS-em Radex, pierwszy wygrany przez jego zespół w tym sezonie. - Drużynę ze Szczecina nakręca Łukasz Pacocha - twierdzi.

Mateusz Stępień: Pana koszykarze wygrali w sobotę po raz pierwszy w jedenastym meczu tego sezonu. Ulżyło?

Aleksander Krutikow: Te porażki były męczące, ale staraliśmy się tego nie pokazywać. Szczerze, to z AZS-em mogliśmy wygrać w łatwiejszy sposób. Choć z drugiej strony cieszy mnie, że chłopaki pokazali, że stać ich na zwycięstwo po trudnym boju. Blisko zdobycia pierwszego kompletu punktów byliśmy już w Pruszkowie. Dobry mecz wyszedł nam przeciwko SIDEn-owi. Widać, że na parkiecie brakuje nam rozwagi, opanowania w ważnych momentach. Musimy popracować nad uporządkowaniem gry. To jest najważniejsze w ataku. Bo jeśli Grzegorz Kukieła dobrze zagra w ofensywie, zdobywa punkty itd., jest OK. Ale jeśli usiądzie na ławkę i ktoś musi go w tym zastąpić, robi się problem.

W pierwszej kwarcie, to Kukiełka głównie zdobywał punkty. Z 24 rzuconych przez drużynę, jego było 10.

- No właśnie, to oddaje, co przed chwilą powiedziałem. Niestety, ale widać, że mamy też braki pod koszem. Maciej (Strzelecki - przyp. red) rzucił co prawda 21 punktów, ale znów przegraliśmy na zbiórkach (40-44 - przyp. red). Drużynie należy się pochwała za pierwszą połowę w defensywie. Zagrała w niej rewelacyjnie. Wyeliminowaliśmy najmocniejszy punkt rywali - Łukasza Pacochę (w pierwszej połowie 8 punktów - przyp. red). Druga wyglądała już inaczej. Pacocha ciągnął wynik AZS-u, reszta się dostosowała. Wpadła im jakaś dziwna trójkę, ktoś dobił spod kosza.

Przed trzecią kwartą pana zespół miał 18 punktów przewagi, przed czwartą 12, a losy meczu rozstrzygnęła dogrywka. Co stało się w drugiej połowie? Zmęczenie?

- Wiedziałem, że AZS po przerwie gra lepiej i na odprawach powtarzałem o tym zawodnikom. Pokazali to np. z Siedlcami. W trakcie spotkania tracili sporo punktów, a w czwartej kwarcie wyszli na prowadzenie. Mecz przegrali punktem. Pomimo porażki, dobrze zagrali w Toruniu. Oni się nakręcają. Robią to przez zaangażowanie Pacochy. On w tej ekipie decyduje o wielu rzeczach. Nas z rytmu wybiła rotacja. Równe jej zastosowanie w ataku i obronie. Starałem się odpowiednio to rozdzielić, ale kiedy grają zmiennicy, np. Hubert Wierzbicki, Karol Michałek, Dawid Adamczewski - który z AZS-em zagrał super w dogrywce - w ofensywie gramy słabiej, niż w obronie.

Do czego jeszcze miał pan zastrzeżenia?

- Na parkiecie brakowało współpracy między zawodnikami i punktów z czystych pozycji. Mieliśmy przecież tyle okazji. My je marnowaliśmy. Kilka dobrych miał sam Jędrzej Jankowiak. Jego aktywności w ataku nam zabrakło.

W całym meczu zmieniał pan zawodników, którzy pilnowali Pacochę. Najpierw krył go Jędrzej Jankowiak. Kiedy on zszedł - Paweł Mowlik, a potem jeszcze Dawid Witos i Dawid Adamczewski.

- Mowlik jest moim najlepszym obrońcą, ale kryjąc Pacochę, szybko złapał trzy faule i musiałem go zmienić. Stworzyło się zagrożenie. Nieźle radził sobie przy nim Adamczewski. Przez fragment drugiej połowy także Dawid Witos, ale pogubił się w bardzo ważnych momentach, też tych w końcówce.

9 z 36 punktów, Pacocha trafił z rzutów wolnych.

- No tak, ale wie pan… Ten ostatni faul na nim, ten na sekundę przed końcem… Hmm, to działo się półtora metra od mojej ławki, stałem blisko tego.

Nie było?

- Jak dla mnie - nie. Według mnie nie było nawet

dotknięcia. Powiedziałem to trenerowi Majcherkowi po konferencji prasowej. Zresztą ten faul na Pacosze odgwizdał sędzia, który stał plecami do akcji… On nie miał prawa tego zrobić.

Końcówki - czwartej kwarty i dogrywki, były nerwowe.

- I niepotrzebnie. Popełniliśmy wtedy kilka błędów. Na przykład: prowadzimy czterema punktami, Maciej Strzelecki zbiera piłkę i od razu dobija. Nie trafił. Nie! Mógł oddać na obwód, rozegralibyśmy akcję od nowa, było dużo czasu. A jeśli nie na obwodzie, to gramy pod kosz. Byłby faul, rzuty wolne. Maciej ma duże umiejętności, ale jeśli chodzi o osobiste, w sobotę znów miał słabą skuteczność (3/8, 37, 5 proc - przyp. red)

Wspomniał pan o Mowliku, o którym powiedział, że jest najlepszym obrońcą w zespole. Jednak w porównaniu do poprzedniego sezonu, gra mniej.

- Paweł kiedy wchodzi z ławki, gra jako rozgrywający, bo zmienia np. Dawida Witosa. Ma za zadanie odciążyć podstawową "jedynkę". I tu ważne. Mam problem, bo on nie jest typowym rozgrywającym, a rzucającym. Z AZS-em było dużo sytuacji, w których pod koszem Strzeleckiego pilnował niski gracz. Trzeba było grać do Maćka, a Paweł rzucał i penetrował. Ale tu muszę go pochwalić, bo wchodził pod kosz, gdy zrobił się korytarz. Jego problem polega też na tym, że nie potrafi zespołowi dać tego, co w poprzednim roku. Wtedy z ławki wchodzili m.in. Wojtek Kus, Wierzbicki i Paweł. Dawali pozytywny impuls. A póki co, poza Adamczewskim, nieźle, ale w treningach, wygląda Przemek Rychłowski.

Brakuje rozgrywającego. Na przykład zawodnika o charakterystyce Łukasza Żytki, typowego rozgrywającego.

- Powiem tak, w letniej przerwie napotkaliśmy wiele trudności, głównie tych finansowych. O to rozbijały się rozmowy, które prowadziliśmy z kandydatami na "jedynkę". Podpisując kontrakt z Jankowiakiem, zakładaliśmy, że będzie zmiennikiem podstawowego rozgrywającego. A tego wciąż nie mamy. Założyliśmy więc, że przystępujemy do rozgrywek taki składem, jaki mamy. Ewentualnie wzmocnienia będą później.

A będą?

- Nie powiem, że nie. Pracujemy nad tym. Ale niech pan więcej o to nie pyta, nic ode mnie nie wyciąga. To pytanie do zarządu.

A bardziej potrzebuje pan obecnie rozgrywającego, czy środkowego?

- Rozgrywającego i środkowego (śmiech). I jeszcze kogoś na dwójkę i trójkę…

Komentarze (0)