Wiślaczki zdając sobie sprawę z rangi pojedynku od pierwszych minut bardzo odważnie poczynały sobie na parkiecie i podobnie jak w październikowym starciu obu tych drużyn, szybko wysunęły się na prowadzenie. Bardzo dobrze w szeregach Białej Gwiazdy spisywała się Erin Phillips, która wykonywała wiele pożytecznej pracy zarówno w obronie, jak i w ataku. Wtórowała jej niesamowicie skuteczna Nicole Powell. Amerykanka punktowała niemal z każdej pozycji i to w dużej mierze dzięki niej wynik po niespełna 4 minutach gry brzmiał 14:6. Przyjezdne nie bardzo radziły sobie z takim rozwojem sytuacji i długo nie potrafiły odpowiedzieć na poczynania miejscowych. Jedyną zawodniczką Spartaka, która nie zawodziła była Candice Dupree, ale jej indywidualne popisy nie wystarczały do tego by zagrozić świetnie dysponowanym krakowiankom.
Opiekun przyjezdnych, Pokey Chatman widząc taki bieg wydarzeń poprosiła o czas i próbowała pobudzić swoje podopieczne do walki. Jednakże nawet to nie zmieniło oblicza spotkania. Koszykarki Wisły, bowiem cały czas były na czele i po celnej "trójce" Milki Bjelicy 2 minuty przed końcem kwarty wygrywały 21:12. Warto dodać, że taka przewaga Wisły była też w dużej mierze efektem dobrej walki na tablicach. Podopieczne trenera Jose Ignacio Hernandeza w tym elemencie wręcz dominowały nad rywalkami, przez co te ostatnie po niecelnych rzutach nie miały możliwości ponowienia akcji. Wszystko to sprawiło, że po pierwszej części wynik na tablicy świetlnej brzmiał 23:16, co z pewnością satysfakcjonowało wszystkich zgromadzonych w hali przy ulicy Reymonta.
W drugiej "ćwiartce" gra nadal toczyła się pod dyktando mistrzyń Polski. To one dzięki agresywnej obronie nie dopuszczały do zniwelowania dystansu dzielącego oba teamy i ze spokojem mogły kontrolować wydarzenia na parkiecie. Wśród nich z dobrej strony zaprezentowała się Anke DeMondt. Doświadczona reprezentantka Belgii wzięła na siebie ciężar zdobywania punktów i była wręcz nie do zatrzymania przy rzutach z dalszych odległości. Gdy dołączyła do niej wspominana już Powell, przewaga drużyny ze stolicy Małopolski sięgnęła dziesięciu punktów i mogło się wydawać, że Rosjanki po prostu nie mają pomysłu na to, jak przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę.
W końcówce pierwszej połowy jednak tak optymistycznie już nie było. W szeregi Wisły, bowiem ewidentnie wdarło się roztargnienie i jej zawodniczki nie trafiały z taką łatwością, co wcześniej. Rywalki, widząc to od razu ruszyły do ataku i za sprawą niezwykle groźnej Seimone Augustus zniwelowały część strat. Wisła na szczęście miała w swoich szeregach Phillips, która w newralgicznym momencie celnie przymierzyła zza linii 6, 75 m i przynajmniej w pewnym stopniu oddaliła zagrożenie. Nie zmieniało to jednak faktu, że Wiślaczki absolutnie nie mogły czuć się pewnie i jeśli myślały o zdobyciu kompletu punktów, to w drugiej połowie musiały zagrać co najmniej na tak samo dobrym poziomie.
Tyle, że po zmianie stron początkowo rywalizacja była niesamowicie wyrównana i krakowiankom trudno było rozwinąć skrzydła. Wiele problemów sprawiała im reprezentantka "Sbornej", Irina Osipova, która w polu trzech sekund za wszelką cenę chciała udowodnić swoją wyższość nad Eweliną Kobryn. Sporą aktywność przejawiała także Dupree, non stop absorbując defensywę miejscowych. I gdy wszyscy spodziewali się, że Rosjanki w końcu doprowadzą do remisu, na wysokości zadania ponownie stanęła niezawodna Phillips. Australijka, popisując się udaną akcją 2 + 1 dała swoim koleżankom jasny sygnał do walki i na odzew z ich strony nie trzeba było długo czekać. W połowie kwarty, bowiem kolejny raz za trzy trafiła Powell i wynik na tablicy świetlnej brzmiał 45:35. Na domiar szczęścia, chwilę później przewinienie techniczne popełniła jeszcze Sonja Petrović i mistrzynie Polski stanęły przed wielką szansą na objęcie najwyższego jak dotąd prowadzenia. Jak można przypuszczać, nadarzającej się okazji nie zmarnowały i tuż przed decydującą batalią wygrywały różnicą trzynastu "oczek". Ostatecznie, rywalki zdołały jeszcze nieznacznie odrobić straty, ale to i tak Wisła prowadziła po 30 minutach 58:48, w związku z czym sukces był na wyciągnięcie ręki.
Ostatnia batalia rozpoczęła się dla krakowianek wyśmienicie, a wszystko za sprawą dwójki Phillips - Powell. Obie zawodniczki grały jak natchnione i mimo bliskiej asysty defensorek Spartaka, zapisywały na swoim koncie kolejne punkty, co miało oczywiście korzystne przełożenie na postawę całego kolektywu. Rosjanki, co prawda ambitnie walczyły i starały się dorównać rywalkom, ale tego wieczoru po prostu nie były w stanie. W związku z tym na kilka minut przed końcem jasnym się stało, że zwycięstwo odniosą gospodynie i cała hala oszalała z radości. Ostatecznie pojedynek zakończył się wynikiem 81:60 i wielki triumf mistrzyń Polski stał się faktem.
Wisła Can Pack Kraków - Spartak Moskwa Region Vidnoje 81:60 (23:16, 14:15, 21:17, 23:12)
Wisła Can Pack: Erin Phillips 25, Nicole Powell 23, Ewelina Kobryn 10, Milka Bjelica 10, Anke DeMondt 9, Petra Ujhelyi 4, Paulina Pawlak 0.
Spartak: Candice Dupree 14, Becky Hammon 14, Irina Osipova 10, Seimone Augustus 8, Jelena Skerovic 7, Jelena Milovanovic 5, Sonja Petrovic 2, Nika Baric 0, Marina Kuzina 0.