Żytko nie wytrzymał - relacja z meczu PC Siden Toruń - Start Gdynia

To nie było widowisko godne zespołów czołówki I ligi. Rwane akcje, często przerywane faulami oraz poważne absencje w obu zespołach poważnie wpłynęły na poziom środowego starcia.

W tym artykule dowiesz się o:

Po obu stronach zabrakło dwóch zawodników. Strat gdynian (Krauze, Lisowski) jednak w niczym nie można było porównywać do absencji w ekipie trenera Sowińskiego. Już wcześniej ze składu wypadł mu Dawid Przybyszewski, a Łukasz Żytko spędził na parkiecie raptem kilka minut. - Skorzystaliśmy z jego usług, ale ostatecznie później także go straciliśmy - przyznał opiekun beniaminka.

Właśnie szczególnie Żytko brakowało torunianom, kiedy w pierwszej połowie na swoim koncie zapisali zaledwie cztery asysty. Beniaminek prowadził zresztą tylko na początku, bo później inicjatywę przejęli gdynianie. Podopieczni Pawła Turkiewicza do przerwy pięciokrotnie trafili z dystansu, dzięki czemu mogli utrzymywać bezpieczne, bo dziesięciopunktowe prowadzenie.

Po przerwie rozgrywającego PC Siden na parkiecie już nie zobaczyliśmy. Z grymasem bólu na twarzy oraz kapciem na chorej stopie zasiadł obok Przybyszewskiego na ławce rezerwowych.

Mimo to znacznie ciekawsze widowisko oglądaliśmy w drugiej części. Start w trzeciej kwarcie miał ogromne problemy, aby powstrzymać na obu tablicach szalejącego Arkadiusza Kobusa. Sam zabrał cztery piłki w ofensywie, odciążając od mocnego pressingu na obwodzie swoich partnerów. Właśnie wówczas gdynianie nie radzili sobie z dobrą skutecznością gospodarzy i w zaledwie dziesięć minut pozwolili sobie na stracenie praktycznie całej wypracowanej wcześniej przewagi.

Paweł Turkiewicz, podobnie jak jego rywal na ławce trenerskiej miał jednego asa w rękawie. Był nim Piotr Śmigielski. Z utalentowanym rozgrywającym nie mogli sobie poradzić toruńscy obrońcy. Start cały czas w ostatniej odsłonie utrzymywał minimalne prowadzenie (67:72), ale przez początkowe cztery minuty żadna z drużyn nie potrafiła odczarować kosza rywali. Jako pierwsi uczynili to gdynianie, którzy później nie pozwolili odebrać sobie wygranej. Pomogła im w tym także fatalna skuteczność liderów PC Siden, bo Jarecki i Gliszczyński niemiłosiernie pudłowali z dystansu.

- Zabrakło nam pary w ostatniej kwarcie - dodał Sowiński. - Rywale mieli ten atut, że mogli dowolnie rotować składem, a my mieliśmy do dyspozycji zaledwie pięciu zawodników. Na dłuższą metę można liczyć na szczęście, ale zmęczenie wkradło się w nasze szeregi.

Polski Cukier SIDEn Toruń - Start Gdynia 73:83 (21:25, 20:27, 26:16, 6:15)

PC SIDEn: Lewandowski 14, Lipiński 14, Kobus 13, Gliszczyński 12, Jarecki 11, Kwiatkowski 7, Żytko 2.

Start: Śmigielski 25, Mordzak 11, Kostrzewski 10, Krajniewski 9, Malczyk 8, Szpyrka 6, Wojdyła 6, Andrzejewski 3, Młynarski 3, Bach 2.

Źródło artykułu: