- Przede wszystkim musimy zagrać o wiele lepiej niż w ostatnim spotkaniu - tymi słowami rozpoczyna swoją wypowiedź Corsley Edwards, środkowy Anwilu Włocławek na kilkanaście godzin przed czwartkowym spotkaniem z Zastalem Zielona Góra. W ostatnim meczu ekipa z Kujaw pokonała co prawda Śląsk Wrocław na wyjeździe, ale styl w jakim tego dokonała, pozostawiał wiele do życzenia. Zwłaszcza w ataku, bowiem włocławianie rzucili tylko 67 punktów.
- Myślę, że kluczowe będą punkty z drugich szans oraz z kontrataków. Tego zabrakło nam w meczu ze Śląskiem i dlatego grało nam się tak ciężko - dodaje czarnoskóry środkowy i trudno się z nim nie zgodzić. W całym spotkaniu podopieczni Emira Mutapcicia zagrali raptem trzykrotnie szybkim atakiem, a akcje ponawiali tylko ośmiokrotnie i nie zawsze zdobywali wówczas punkty.
Warto też zaznaczyć, że słabsza dyspozycja Anwilu wzięła się również z dobrej gry Śląska. Gospodarze mieli pomysły jak ograniczyć rywala i niewiele zabrakło im do szczęścia, zaś włocławianie mieli problem zwłaszcza z rozgrywającym Robertem Skibniewskim. Na nieszczęście dla nich, kolejny przeciwnik, czyli zielonogórski Zastal, również ma w swoich szeregach nieprzeciętnego playmakera - Waltera Hodge’a.
- Maksymalne utrudnianie życia Walterowi będzie czymś oczywistym. Nie możemy pozwolić mu się rozpędzić i jednocześnie musimy sprawić, żeby zaczął robić te rzeczy, których normalnie nie robi - tłumaczy Edwards, po chwili wyjaśniając - Chodzi oczywiście o popełnianie strat. Musimy wywierać nam nim ciągłą presję. Poza tym będziemy chcieli sprawić, żeby grał jak najbardziej indywidualnie, żeby skupił się na rzutach.
Jak skutecznym zawodnikiem jest Portorykańczyk, nie trzeba jednak nikomu tłumaczyć. Wystarczy garść statystyk: średnio 17,3 punktu na mecz przy skuteczności 44 procent z gry, a także 6,5 asysty i 3,1 zbiórki. Warto dodać, że zarówno punkty, asysty, jak i zbiórki zostały przez gracza poprawione w kontekście poprzedniego sezonu. - Prawda jest taka, że koszykarzy o takich umiejętnościach jak on nie da się zatrzymać na sto procent. Można sprawić, że zaczną popełniać błędy, ale na pewno nie zagrają całkowicie słabego meczu - komplementuje swojego rywala center Anwilu.
Jednakże i on sam jest typem gracza, którego nie sposób zastopować w każdym elemencie. Dość powiedzieć, że 32-letni Amerykanin tylko w jednym z 19 meczów nie przekroczył bariery 10 oczek, a poza punktami (17,1), pomaga swojej drużynie w zbiórkach (6,5), przechwytach (1,4) i blokach (0,9). - To oczywiste, że mnie bardzo ciężko jest zatrzymać! - śmieje się Edwards, dodając po chwili - Bardzo ciężko zatrzymać jest zawodnika, który unieruchomiony w jednym elemencie, uaktywnia się w innym. Jeśli sprawią, że nie będę rzucał punktów, wówczas będę podawał. Jeśli odetną mi podania, będę walczył na tablicach, a jeśli będą lepsi, to postaram się zablokować ich parę razy. Będę Mr Hyde!
Środkowy Anwilu bardzo lubi porównywać się do postaci z powieści Roberta Louisa Stevensona, wszak podczas gdy na co dzień jest bardzo wesołego usposobienia, w trakcie spotkań zmienia się nie do poznania i na jego twarzy próżno szukać czegoś innego poza agresją i sportową złością. Zupełnie jak Dr Jekyll i Mr Hyde.
Warto odnotować, że w czwartek Edwards zmierzy się z koszykarzem, który jako jeden z nielicznych w tym sezonie, okazał się od niego lepszy zarówno w bezpośrednim starciu, jak i w starciu drużyn. Mowa oczywiście o Kirku Archibeque’u, który gdy grał jeszcze w barwach ŁKS Łódź, zanotował przeciwko środkowemu Anwilu 12 punktów i 14 zbiórek. - Nie interesuje mnie indywidualna walka z Kirkiem. To twardy gracz, na pewno się nie podda, ale to spotkanie to nie pojedynek dwóch centrów. Oba zespoły mają w swoich drużynach po trzech, czterech graczy, którzy mogą zrobić różnicę - kończy drugi najlepszy strzelec ligi.