Podopieczni Emira Mutapcicia w okresie świąteczno-noworocznym spisali się najlepiej ze wszystkich zespołów w Tauron Basket Lidze: nie przegrali w żadnym z pięciu rozegranych spotkań pomiędzy 22 grudnia a 5 stycznia, pokonując kolejno Energą Czarni Słupsk (93:87), Polpharmę Starogard Gdański (89:85), Kotwicę Kołobrzeg (79:62), PBG Basket Poznań (78:64) i Śląsk Wrocław (67:64). Dla porównania - w tym samym czasie Trefl Sopot przegrał z Kotwicą, Czarni doznali jeszcze porażki z rąk Trefla i Polpharmy, a PGE Turów rozegrał tylko dwa mecze.
Niemniej seria włocławian skończyła się w kolejnym starciu - w zielonogórskiej hali CRS lepsi byli zawodnicy Mihajlo Uvalina, którzy wygrali aż 81:65 (notabene, było to ich piąte zwycięstwo z rzędu, ale w dwóch meczach rywalizowali z outsiderami ligi). - Nasza passa się skończyła, bo mecz sezonu rozegrał Walter Hodge. My przed każdym spotkaniem mamy swoje założenia, często niektóre detale dostosowujemy do przeciwników, ale niestety nawet najlepszy plan idzie w łeb, gdy jakiś gracz notuje takie zawody jak Walter - mówi Lawrence Kinnard, skrzydłowy Anwilu.
Wspomniany Walter Hodge zdobył wówczas 29 punktów i rozdał aż 12 asyst, czyli łącznie miał udział w (co najmniej) 53 z 81 punktów zespołu. Gdzie w tym czasie byli Krzysztof Szubarga i Lorinza Harrington, a więc ci, którzy mieli maksymalnie uprzykrzać życie Portorykańczykowi? - Żaden z nas nie ponosi winy w kontekście indywidualnym. Zawiniliśmy jako zespół, bo nawet jeśli coś szwankuje, to i tak w trakcie meczu powinniśmy umieć znaleźć inne rozwiązania. Zabrakło kreatywności, ale zespołowej - tłumaczy Kinnard.
Również Amerykanin nie miał pomysłu na sforsowanie defensywy Zastalu. Spędził na parkiecie 17 minut i w tym czasie zdobył tylko trzy punkty (1/4 z gry), miał trzy zbiórki oraz po jednej asyście i przechwycie. Innymi słowy, rozegrał najgorsze zawody odkąd przybył do Anwilu na początku grudnia. - W koszykówce nawet największe gwiazdy NBA mają problemy z utrzymaniem formy przez dłuższy czas. Oczywiście, trzeba zachować odpowiednie proporcje, ale nie da się grać na takim samym poziomie w całym sezonie. Poza tym ten sezon nie jest dla mnie normalny - późno dołączyłem do Anwilu i to też odgrywa swoją rolę - wyjaśnia zawodnik włocławskiego klubu.
Pomimo porażki, Anwil legitymuje się obecnie bardzo solidnym bilansem 14-6 i do lidera Trefla Sopot traci tylko punkt (choć w bezpośrednim starciu to sopocianie są górą dzięki małym punktom). W piątek natomiast ekipa Mutapcicia zagra z PGE Turowem Zgorzelec i będzie to spotkanie z serii tych "o cztery oczka". Zespół Jacka Winnickiego jest w tabeli za włocławianami, ale tylko dlatego, że rozegrał dwa pojedynki mniej.
- Przede wszystkim chodzi o to, żebyśmy popełnili jak najmniej błędów. Nie da się zagrać bezbłędnego meczu, więc wszystko dotyczy ograniczenia tych pomyłek. Każda strata czy niecelny rzut może być początkiem dobrej passy przeciwnika, więc trzeba być bardzo uważnym. Turów to drużyna jak monolit, więc musimy podwoić swoją uwagę, zwłaszcza w defensywie - dzieli się ze swoją opinią Kinnard.
Anwil ma tę przewagę nad Turowem, że może przygotowywać się do piątkowego starcia przez ponad tydzień. Zgorzelczanie natomiast trzy dni przed pojedynkiem w Hali Mistrzów zmierzą się w Koszalinie z AZS. - Oni mogą być zmęczeni, ale z drugiej strony, czasami lepiej jest grać częściej niż tylko trenować przez wiele dni. My oczywiście skoncentrujemy się na treningach. Myślę, że kluczowa dla losów spotkania będzie dobra gra w obronie oraz poruszanie się w ataku. Jestem dobrej myśli - kończy Kinnard.