Mimo że łodzianki niemal doskonale spisywały się pod atakowaną tablicą, myliły się w polu trzech sekund niezwykle rzadko, a i z dalszych odległości nie pudłowały, to całość przekreślała koszmarna postawa w defensywie. Torunianki raz po raz forsowały niezbyt szczelną obronę. Nad wyraz aktywne były Julie Page oraz Jazmine Sepulveda, które przy niewielkim wsparciu partnerek, wyprowadziły Energę na prowadzenie.
Zresztą podopieczne Elmedina Omanicia ekspresowo powiększały swój dorobek, już po dziesięciu minutach miały na swoim koncie aż trzydzieści punktów. ŁKS starał się trzymać dystans, trafiał nawet z dystansu, ale tak naprawdę na nic się to zdało. Dopiero w drugiej odsłonie gra się nieco wyrównała, chociaż jednocześnie ucierpiało na tym widowisko, bo zawodniczki obu drużyn masowo pudłowały.
W obozie gospodyń wyraźnie zahamowały Page i Sepulveda. Zagraniczny duet nie psuł już tyle krwi przyjezdnym, ale od czasu do czasu przypominał o sobie. Energa nadal utrzymywała bezpieczne prowadzenie, a nawet w pewnym stopniu je powiększyła. Bo zawodniczki Jarosława Zyskowskiego nie potrafiły wykorzystać nieco słabszej postawy Katarzynek. Łodzianki raz po raz marnowały okazje do zmniejszenia deficytu, zwłaszcza przy próbach z półdystansu i zza łuku. Właściwie losy meczu mogły się już definitywnie rozstrzygnąć do przerwy, lecz przyjezdne rzadko marnowały rzuty osobiste.
Co się odwlecze, to nie uciecze. Wrażenie strony dominującej torunianki sprawiały od początku, ale rywalki doszczętnie znokautowały w trzeciej odsłonie. Koszykarkom ŁKS nie kleiło się kompletnie nic - ani wciąż poniewierana defensywa, ani zupełnie nieskuteczny atak (raptem trzy trafione rzuty z gry w odsłonie!). Skutki tak mizernej postawy były opłakane, bo Energa nie ustępowała. Systematycznie swój dorobek powiększała Jelena Maksimović, najlepszy strzelec Katarzynek, który znalazł się nieco w cieniu fantastycznie dysponowanej Page.
Na dziesięć minut przed końcem przewaga podopiecznych Omanicia wynosiła 32 punkty. Zatem w tym spotkaniu teoretycznie nie mogło się już nic interesującego. A jednak. Rozluźnione gospodynie pozwoliły przeciwniczkom na zbyt wiele, wskutek czego w krótkim czasie ŁKS odrobił dziewięć oczek. Gdyby łodzianki poszły za ciosem, to miałyby szansę na doprowadzenie do emocjonującej końcówki, lecz nic z tego.
Energa nie grała już tak dobrze, nie była już tak skoncentrowana, ale mimo wszystko utrzymywała wyraźne prowadzenie. Dlatego też poprawa gry w zespole Zyskowskiego niczego nie zmieniła. Co najwyżej, pozwoliła uniknąć dotkliwej klęski, choć ostateczny wymiar kary i tak jest wysoki.
Katarzynki potwierdziły, że w ostatnich tygodniach znajdują się w naprawdę wysokiej formie. Torunianki nie miały żadnych problemów z odniesieniem zwycięstwa, bo świetnie funkcjonuje ofensywa. ŁKS wypadł blado, co wynikało i z mniejszego potencjału, i z ogólnie słabej gry na wyjazdach.
Energa Toruń - ŁKS Siemens AGD Łódź 92:70 (30:20, 21:18, 28:9, 13:23)
Energa: Julie Page 24, Jazmine Sepulveda 16, Jelena Maksimović 14, Marta Urbaniak 12, Róża Ratajczak 8, Leah Metcalf 7, Weronika Idczak 5, Emilia Tłumak 4, Kinga Kowalska 2, Roksana Płonka 0.
ŁKS: Jetta Archell McIntyre 18, Roksana Schmidt 13, Justyna Jeziorna 12, Olga Urbanowicz 11, Melissa Dalembert 10, Lauren Prochaska 3, Angelika Kowalska 2, Żaneta Morawiec 1, Agnieszka Modelska 0.