Tutaj mogę wrócić do formy - wywiad z Sauliusem Kuzminskasem, nowym środkowym Trefla Sopot

Gdy ekipę Trefla Sopot opuścił drugi środkowy Chris Burgess, nad morzem nie panikowano. Sztab trenerski oraz działacze klubu szybko sporządzili listę życzeń i spośród kilku kandydatów doszli do porozumienia ze starym znajomym, Sauliusem Kuzminskasem. Litwin grał w Treflu dwa lata temu, zaś po swoim debiucie w tym sezonie udzielił wywiadu portalowi SportoweFakty.pl.

Michał Fałkowski
Michał Fałkowski

Michał Fałkowski: Twój powrót do Trefla zbiegł się w czasie z meczem, który praktycznie przesądzał losy mistrzostwa sezonu zasadniczego...

Saulius Kuzminskas: Tak się akurat złożyło, że wszystkie dokumenty podpisaliśmy na kilkadziesiąt godzin przed tym meczem i klub mógł zgłosić mnie do gry. Szczerze mówiąc nie miało to dla mnie większego znaczenia, z kim będziemy grać, bo wiedziałem, że jako nowy zawodnik zagram tylko kilka minut. I tak się stało.

Niemniej jednak rozpocząłeś swoją drugą przygodę z sopockim zespołem bardzo pozytywnym akcentem - wygraną nad czołowym teamem w Polsce.

- Racja. W ogóle to bardzo fajne uczucie wygrać mecz w momencie, w którym dołączyło się do zespołu. Wszyscy jesteśmy w zdecydowanie lepszych humorach po tym spotkaniu, co z pewnością ułatwi mi adaptację w drużynie.

No właśnie. Obecny Trefl i Trefl, który pamiętasz sprzed dwóch lat to dwa, zupełnie różne, twory. Dość powiedzieć, że pomostem łączącym obie ekipy jest tylko Marcin Stefański...

- Taka jest koszykówka. Raz pracujesz w jednym zespole, a potem idziesz do drugiego, bo uważasz, że taka decyzja będzie dla ciebie najlepsza. Teraz jestem jednak znowu w Sopocie i nic innego nie ma dla mnie znaczenia. A moi nowi koledzy bardzo miło mnie przyjęli i wierzę, że osiągniemy razem wiele dobrego.

A jak w ogóle doszło do tego, że związałeś się ponownie z Treflem Sopot?

- Przede wszystkim musimy zacząć od tego, że obecny sezon jest dla mnie bardzo dziwny. Rozpocząłem go bardzo późno, bo dopiero w listopadzie, kiedy podpisałem kontrakt z włoskim zespołem Cremona Vanoli. Niestety tam pewne sprawy nie ułożyły się po mojej myśli. Grałem mało, nie byłem wykorzystywany tak, jakbym oczekiwał i zdecydowałem się wrócić na Litwę. Parafowałem wówczas umowę z Rudupisem Preny, ale w kontrakcie miałem opcję, że w przypadku pojawienia się oferty z lepszego klubu, mogę zerwać go jednostronnie. I tak się stało, gdy zadzwonili do mnie z Sopotu, pytając czy nie chciałbym wrócić do tego zespołu.

Czyli najpierw był kontakt ze strony Trefla, a dopiero później rozwiązanie umowy z Rudupisem?

- Dokładnie tak. Słyszałem już różne wersje na temat mojego transferu, ale tylko ta jest prawdziwa.

Powiedz proszę, ile razy włodarze Trefla namawiali cię do podpisania umowy z nimi od momentu, w którym opuściłeś zespół po sezonie 2009/2010. Słyszałem, że kilkakrotnie, ale ty każdorazowo odrzucałeś ofertę...

- Takie jest życie. Koszykarz wybiera swojego pracodawcę spośród tych, którzy w danej chwili są zainteresowani jego usługami. Przeważnie jest kilka takich drzwi i wybierasz tę opcję, która wydaje ci się najkorzystniejsza. Niestety nie zawsze to, na co się decydujesz, jest rzeczywiście najlepsze. Czasami w życiu podejmujemy złe decyzje. Innymi słowy, chcę się chyba trochę wytłumaczyć, dlaczego rzeczywiście odrzucałem propozycję Trefla kilkukrotnie, ale niestety nie umiem odpowiedzieć na pytanie dlaczego to robiłem.

Fani Trefla oczekują, że do zespołu dołączył Saulius Kuzminskas, którego pamiętają sprzed dwóch lat. Tymczasem statystyki są dla ciebie nieubłagane - w tym sezonie grałeś mało i słabo. Rok temu w Ventspils spisywałeś się, nazwijmy to, pozytywnie, ale do formy, którą miałeś w Sopocie, dużo brakowało.

- Ten sezon, jak już powiedziałem, jest dla mnie specyficzny, więc nie ma co go oceniać. W Ventspils rzeczywiście wiodło mi się raz lepiej, raz gorzej, ale tak jak powiedziałeś - pozytywnie. Dwa lata temu jak byłem tutaj, to pełniłem rolę lidera ekipy. Miałem wiele piłek i dużo wolnego miejsca w ataku. Stąd takie dobre statystyki. Niemniej jednak uważam, że to właśnie w Sopocie mogę powrócić do dobrej formy.

W Treflu znalazłeś się, bo dotychczasowy drugi center zespołu, Chris Burgess, nie mógł pogodzić się z rolą zmiennika i postanowił odejść. Przychodząc do zespołu w połowie sezonu, nie masz większych szans na wywalczenie miejsca w pierwszej piątce.

- Nie mnie to oceniać. Przychodzę tutaj przede wszystkim pomóc zespołowi, a dopiero w drugiej kolejności walczyć o minuty i miejsce dla siebie.

Znasz wspomnianego Burgessa?

- Tak, ale od razu powiem, że nie lubię porównań do innych koszykarzy. To naprawdę nie ma większego sensu w momencie, w którym zespół wygrywa i jest na pierwszej pozycji w lidze. Nie ma sensu szukać dziury w całym.

Jaki wpływ na twoją obecność tutaj miał fakt, że trenerem Trefla w dalszym ciągu jest Karlis Muiznieks?

- Nie ma co ukrywać, że dużą. Dwa lata temu współpracowało się nam bardzo dobrze, myślę, że z korzyścią dla mnie i dla zespołu, który ni stąd ni zowąd wywalczył czwarte miejsce, będąc o krok od brązowego medalu.

Rok temu, już bez ciebie, drużyna ponownie zakończyła rozgrywki na czwartej pozycji. Chyba czas w Sopocie na jakiś medal...

- Najlepiej ten ze złota (śmiech). Mówiąc szczerze, jestem tutaj dokładnie w tym celu. Mam pomóc zespołowi w walce o podium, które byłoby pięknym osiągnięciem zarówno dla klubu, jak i dla mnie samego.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×