Właśnie z tego względu pod Wawelem cieszono się najbardziej. Sam wynik bowiem wobec pewnej, trzeciej lokaty w ogólnej klasyfikacji rozgrywek miał drugorzędne znaczenie i akurat tym razem nie był kwestią wiążącą. Mimo to, zawodniczka Wisły Anke DeMondt docenia również ten aspekt. - To prawda, że chciałyśmy głównie zaprezentować się z jak najlepszej strony, ale samo zwycięstwo również jest dla nas istotne. Teraz kiedy jest już po fakcie mogę powiedzieć, że kilka fragmentów w naszym wykonaniu było zadowalające. Oczywiście przydarzyły się również trudniejsze chwile, ale ważne, że jako drużyna nie poddaliśmy się i dążyliśmy do założonego celu - dodaje.
W wykonaniu Wiślaczek bardzo podobać mogła się pierwsza kwarta. Przez pierwsze dziesięć minut zagrały one niemal perfekcyjnie i nie da się ukryć, że mocno rozbudziły apetyty przed dalszą częścią sezonowej rywalizacji - Rzeczywiście spotkanie rozpoczęłyśmy bardzo dobrze. Szczególnie korzystnie uważam, wypadła nasza obrona bowiem ani przez chwile nie pozostawiałyśmy rywalkom większej swobody. Zresztą widać było, że miały one ogromny problem z seryjnym zdobywaniem punktów. Nam z kolei, dzięki licznym przechwytom, a także niezłej skuteczności przychodziło to dość łatwo -wspomina Belgijka.
Tym samym można zaryzykować tezę, że powoli pojawiają się pierwsze efekty wielu ciężkich treningów, w trakcie których zawodniczki ze stolicy Małopolski skupiały się właśnie na udoskonalaniu formacji defensywnej. - Trener uczulał nas na większą koncentrację na własnej połowie oraz walkę na tablicach. Ten drugi element ostatnimi czasy nie funkcjonował najlepiej i nie da się ukryć, że ostatnie porażki właśnie w dużej mierze z tego wynikały. Od pewnego czasu starałyśmy się jednak bardziej sumiennie wcielać w życie przedmeczowe założenia i w jakimś stopniu wydaje mi się, że zaczęło to wychodzić - z uśmiechem przyznaje 32 letnia koszykarka.
W poczynaniach jej drużyny pojawiła się też długo wyczekiwana ambicja oraz wola walki, co zresztą najlepiej obrazują wydarzenia, które miały miejsce w trakcie spotkania z Chorwatkami. - Nie da się ukryć, że w dzisiejszych realiach po prostu musimy być gotowe na twarde boje jeśli chcemy coś osiągnąć - słusznie zauważa DeMondt.
W kontekście ostatniej potyczki mistrzyń Polski warto dodać, że ich wielki charakter uwidocznił się w końcówce, kiedy to mimo niespodziewanej utraty prowadzenia do końca walczyły one o swoje, nie poddając się jednocześnie w newralgicznym momencie. - To nie były łatwe chwile, tym bardziej, że do tej pory przeciwnik cały czas był za naszymi plecami. My na szczęście zdałyśmy sobie sprawę z powagi sytuacji i dzięki ciężkiej pracy w ostatnich minutach przechyliłyśmy szalę zwycięstwa na swoją stronę - skromnie dodaje urodzona w Antwerpii zawodniczka.
Wydaje się zatem, że forma Białej Gwiazdy powoli rośnie w górę i w starciu z Matizolem Lider Pruszków nie będzie ona miała większych kłopotów z odniesieniem kolejnego zwycięstwa. - Mam nadzieję, że tak będzie, aczkolwiek przeciwniczki mają w swoim składzie kilka wyróżniających się dziewczyn, więc na pewno musimy być czujne. Zresztą generalnie specyfika polskich klubów polega na tym, że jako kolektyw nie zawsze prezentują się najlepiej, ale mają w swoich szeregach kilka indywidualności, które odpowiadają za ich oblicze. Dlatego też bez względu na okoliczności musimy być w pełni gotowe, a także skupione by nie dać się zaskoczyć. Nasza przewaga polega jednak na tym, że mamy szerszy skład, dzięki czemu trener może swobodnie dokonywać licznych zmian. A to ma ogromny wpływ na osiągane rezultaty - z pewnością siebie mówi DeMondt.
Czy w niedzielne popołudnie Wisła znów będzie miała powody do radości?
Anke DeMondt: Gotowe na twarde boje
Ostatnie dni dla mistrzyń Polski w końcu były nieco bardziej pomyślne. Najpierw rozprawiły się one FGE z MUKS-em Poznań, a potem pokonały chorwacki Gospić, notując tym samym pierwszą wygraną w Eurolidze od 3 tygodni. Co ważne poprawie uległa także gra krakowianek, która jeszcze do niedawna pozostawiała wiele do życzenia.