Przypomnijmy - w specjalnie przygotowanym w lipcowy wieczór, w porze dobrej oglądalności, telewizyjnym show, związany od dziecka z regionem bohater Ohio, LeBron James ogłosił, że "przenosi swoje talenty na South Beach". Gniew mieszkańców Cleveland nie znał granic - tłumy wyległy na ulicę, paląc koszulki dotychczasowego idola, lżąc jego imię i odgrażając się zemstą przy pierwszej okazji. Nawet właściciel klubu, Dan Gilbert, dał ponieść się temu zbiorowemu szaleństwu i opublikował otwarty list, w którym nie pozostawił na swojej gwieździe suchej nitki.
Jak wiadomo, czas jest najlepszym lekarstwem i choć rany na sercach fanów wypełniających na co dzień Quicken Loans Arena są jeszcze całkiem świeże, negatywne nastawienie całego amerykańskiego społeczeństwa do, bądź co bądź, wspaniałego gracza, który według skomplikowanego statystycznego wskaźnika zwanego PER, rozgrywa najlepszy sezon w historii nowożytnej koszykówki (dokładnie od sezonu 1979/80), zdecydowanie osłabło. Myśl o tym, że nawet Michael Jordan czy Magic Johnson nie grali nigdy tak efektywnie zmusza czasami do zmiany postaw.
Obecnie James nie musi się więc zmagać z drugim z rzędu tournee nienawiści po USA i wrócił do roli dominującego po obu stronach parkietu koszykarza. Na dobre wychodzi to nie tylko jemu samemu, ale również zespołowi, który nie notuje już tak wielu pechowych porażek, jak przed rokiem i pewnie zmierza po mistrzowski tytuł.
W obliczu wyjazdowego spotkania przeciwko Cleveland Cavaliers zawodnik udzielił jednak szokującego wręcz oświadczenia. - Sam nie wiem. To byłoby coś wspaniałego. Zagrać jeszcze raz dla tych kibiców. Miałem tu przecież mnóstwo pięknych momentów przez siedem lat mojej kariery. Nie da się przywidzieć przyszłości. Chciałbym po prostu pozostać zdrowy. W tej chwili jestem tutaj jako zawodnik Miami Heat, ale w żadnym razie nie wykluczam powrotu do Cleveland. Gdybym się na to zdecydował, mam nadzieję, że fani z powrotem by mnie zaakceptowali.
Perspektywa takiego powrotu w obliczu poprzedniego sezonu byłaby czymś niewyobrażalnym. Gilbert nie odpuszczał Jamesowi ani na krok, wypominał mu każdą porażkę, wspominając o "złej karmie". Koszykarz nie pozostawał dłużny, odpowiadając od czasu do czasu na Twitterze w nienadający się do cytowania sposób. Teraz jednak, kiedy emocje opadły, kiedy dym po wystrzelonej z pistoletu kuli przestał już spowijać lufę, nie jest to tak nieprawdopodobne, jak w poprzednim sezonie. Jamesa można nie znosić, ale jego klasy jako zawodnika trudno nie docenić.
- Wszystko jest możliwe - podsumował sprawę krótko i celnie Dwyane Wade. Obecnie tworzą oni najlepszy w NBA duet na newralgicznych pozycjach "dwa" i "trzy", ale od 2003 roku, kiedy przychodzili do NBA jako dwie młode gwiazdy, aż do roku 2010, kiedy połączyli siły, ich rywalizacja była zawsze jednym z najbardziej intensywnych i efektownych indywidualnych pojedynków w lidze. David Stern i jego marketingowi specjaliści zawsze kładli nacisk na zestawianie Jamesa z Kobe Bryantem, jednak to mecze przeciwko "Flashowi" przynosiły momentami najbardziej zadziwiające rezultaty i wprawiały widzów w zachwyt. Może to koleżeńskie więzy, może podobieństwo charakterów, ale zawsze spotkania te stały najwyższym poziomie - sportowym i emocjonalnym. Uczucie oglądania tej dwójki jeszcze raz grającej przeciwko sobie, po tym wszystkim co się wydarzyło - od niefortunnego odejścia z Cleveland po, przypuszczalnie, wielkie wspólne sukcesy, musiałoby być intrygujące dla każdego sympatyka koszykówki i jeszcze bardziej rozbudowałaby i tak już niezwykłą historię Jamesa.
Póki co marzenia powinniśmy jednak odłożyć na bok. Obaj gracze związani są długotrwałymi umowami z obecnymi klubami, skupiają się tylko i wyłącznie na bieżących sukcesach i osiągnięciu upragnionego celu jeszcze w tym sezonie. Ewentualne przenosiny Jamesa to melodia dalekiej przyszłości. Jedynym problemem, który wydaje się stać na drodze, jest Gilbert, właściciel Cavs, który od roku jest w otwartym konflikcie z koszykarzem. LeBron przyznał się jednak do błędu i powiedział, że przestał żywić już dotkliwą urazę. Potocznie nazywamy to wyciągnięciem ręki. Czy szef Cavs odpowie tym samym? Czy społeczność Cleveland odłoży na bok dumę, aby powspominać stare czasy? W tej chwili może i trudno sobie to wyobrazić, jednak nie takie rzeczy miały już miejsce w historii ludzkości. Póki co Heat walczą o mistrzowski tytuł, natomiast Cavs o udział w Playoffs.