Horror na własne życzenie - relacja z meczu Wisła Kraków - CCC Polkowice

W spotkaniu Wisły Kraków z CCC Polkowice emocji nie brakowało. Gospodynie, choć już po paru chwilach prowadziły różnicą blisko 10 punktów z czasem oddały inicjatywę i o wygraną musiały bić się do ostatnich sekund. O ich triumfie przesądziła Erin Phillips, trafiając kilka sekund przed końcową syreną.

Choć spotkanie z CCC Polkowice dla mistrzyń Polski z racji na pewną pierwszą pozycję nie było tak bardzo znaczące, to jednak od pierwszych minut skupiły się one na twardej obronie i nie pozwalały rywalkom bezkarnie przedzierać się w strefę podkoszową. Dzięki temu, co chwilę odzyskiwały piłkę i miały okazję do konstruowania akcji ofensywnych. A tam, trudno było dopatrzeć się jakichkolwiek błędów z ich strony. Na poparcie tych słów wystarczy przytoczyć fakt, że po zaledwie dwóch minutach wygrywały 10:2, dobitnie udowadniając swoją wyższość. W szeregach Wisły bardzo aktywna była Erin Phillips, która podobnie jak w poprzednim meczu ze swoim udziałem imponowała skutecznością z dystansu. Wiele pożytecznej pracy wykonywała też Ewelina Kobryn, punktując z pola trzech sekund. Polkowiczanki na te wydarzenia długo nie były w stanie zareagować. Sprawiały wrażenie bardzo niepewnych siebie, a ich zagrania przypominały poczynania ligowego średniaka. Oczywiście brak Sharnee Zoll a także Megan Frazee na pewno nie ułatwiał im zadania, ale mimo wszystko nie mogło to być usprawiedliwieniem.

Przyjezdne otrząsnęły się dopiero w końcówce kwarty. Wszystko za sprawą Agnieszki Bibrzyckiej oraz Eventhii Maltsi, które grały zupełnie bez respektu dla rywalek i szybko zdobyły kilka "oczek" z rzędu. Dzięki tej dwójce w pewnym momencie wynik na tablicy świetlnej brzmiał 18:18 i w ekipie miejscowych widać było pewne zdenerwowanie. CCC natomiast, po fatalnym starcie jeszcze bardziej uwierzyło w siebie i odważniej ruszyło do ataku. Efektem tego przed pierwszą przerwą wygrywało 23:20, co można było traktować jako pewne zaskoczenie.

W drugiej "ćwiartce" obie strony postawiły na defensywę przez co kibice nie mieli wielu okazji do podziwiania efektownych zagrań. Jedną z nielicznych zawodniczek, które wyłamały się z tej tendencji była Anke DeMondt. Reprezentantka Belgii mimo asysty przeciwniczek trafiła ważne rzuty z dystansu i krakowianki ponownie wysunęły się na prowadzenie. Jednakże podobnie jak kilka minut wcześniej nie potrafiły utrzymać go na dłuższą metę. Poniekąd było to spowodowane wieloma zmianami przeprowadzanymi przez trenera Jose Ignacio Hernandeza, które ewidentnie wprowadzały chaos w poczynania jego podopiecznych.

Na szczęście dla większości osób zgromadzonych w hali przy ulicy Reymonta, tuż przed końcem pierwszej połowy na boisku pojawiły się koszykarki z pierwszej piątki, które wzięły sprawy w swoje ręce i zdystansowały polkowiczanki na jedno "oczko".

Po zmianie stron zarysowała się przewaga ekipy z Dolnego Śląska. Sprawiała ona wrażenie bardziej zdeterminowanej do osiągnięcia założonego celu i po punktach Jantel Lavender wygrywała 41:35. Biała Gwiazda z kolei popełniała zbyt wiele błędów by myśleć o korzystnym rezultacie i na twarzach sztabu szkoleniowego widać było zafrasowanie. Generalnie nie było się temu co dziwić, ponieważ gospodynie prezentowały poziom daleki od oczekiwanego i w niczym nie przypominały tego doskonale zorganizowanego zespołu z początku spotkania. Wiślaczki powróciły do walki dopiero po pewnym okresie, ale jak się okazało, wystarczyło to do przechylenia szali zwycięstwa na swoją stronę. CCC bowiem, nie było w stanie odciąć od podań strzelczyń spod Wawelu i po trzeciej partii przegrywało 51:52.

Ostatnia część rywalizacji zgodnie z przypuszczeniami była bardzo wyrównana. Złote medalistki z poprzedniego sezonu, co prawda pierwotnie odskoczyły przeciwniczkom lecz z czasem wynik znów oscylował wokół remisu i trudno było przewidzieć, kto będzie miał powody do radości po końcowej syrenie. W drużynie miejscowych pozytywną kartę zapisała Taj McWilliams Franklin. Amerykanka umiejętnie korzystała ze swojego doświadczenia i w polu trzech sekund była prawdziwą zmorą polkowiczanek. Wśród nich natomiast podobać mogła się Agata Gajda, która udanie zastąpiła nieobecną Zoll na pozycji rozgrywającej. Niestety dla jej kolektywu, sam finisz nie był udany. W najważniejszej części meczu popisową akcję wykonała Phillips i to Wisła wygrała 70:68 przypieczętowując tym samym swoją hegemonię przed fazą play off.

Wisła Can Pack Kraków - CCC Polkowice 70:68 (20:23, 13:9, 19:19, 18:17)

Wisła Can Pack:
Nicole Powell 18, Erin Phillips 14, Anke DeMondt 11, Ewelina Kobryn 10, Taj McWilliams-Franklin 8, Petra Ujhelyi 5, Ana Dabovic 2, Katarzyna Krężel 2, Milka Bjelica 0, Paulina Pawlak 0.

CCC:
Eventhia Maltsi 26, Agnieszka Bibrzycka 14, Iva Perovanovic 8, Jantel Lavender 8, Agata Gajda 5, Agnieszka Majewska 4, Valerija Musina 3.

Źródło artykułu: