Kluczowa strefa - relacja z meczu PGE Turów Zgorzelec - Energa Czarni Słupsk

PGE Turów Zgorzelec w meczu siódmej kolejki drugiego etapu Tauron Basket Ligi pokonał Energę Czarnych 83:74. Dzięki temu zespół trenera Jacka Winnickiego pozostaje w grze o zajęcie trzeciego miejsca przed fazą play-off.

Goście od początku meczu, mimo że musieli radzić sobie bez narzekających na urazy Pawła Leończyka i Pawła Kikowskiego prezentowali się bardzo dobrze. PGE Turów w przeciwieństwie do drużyny ekipy trenera Dainiusa Adomaitisa grał wolno, czytelnie i bez pomysłu. Po trzech minutach gry było już 10:2, a po rzucie zza linii 675 cm Mantasa Cesnauskisa w dziewiątej minucie gry już 21:12 dla przyjezdnych. W barwach gospodarzy błyszczał Daniel Kickert, który z dorobku 14 punktów osiem zdobył w pierwszej kwarcie. W pojedynkę Australijczyk nie był jednak w stanie wiele zdziałać przeciw mądrze i zespołowo grającej ekipie gości. Zgorzelczanie na otwarcie drugiej kwarty zdołali dogonić słupszczan i po efektownym wsadzie Dallasa Lauderdale ulegali tylko 20:21. Goście szybko zdołali jednak opanować nerwy i systematycznie odbudowywali przewagę. Ta po 20 minutach gry wynosiła 10 punktów (45:35).

Po zmianie stron nic nie wskazywało na to, że aktualni wicemistrzowie kraju będą w stanie odwrócić losy rywalizacji. W 34. minucie meczu zespół ze Słupska wygrywał już 56:40. Złą sytuację swojej drużyny bardzo mocno przeżywał trener Jacek Winnicki. Od momentu gdy został on ukarany przewinieniem technicznym sytuacja na parkiecie zaczęła ulegać zmianie. Złym zwiastunem dla słupszczan była kontuzja Darnella Hinsona. Amerykanin rozgrywał dobry mecz, ale w 24. minucie źle stanął na parkiet i przy pomocy kolegów z drużyny musiał opuścić parkiet. To w dużym stopniu utrudniło pole manewru trenerowi Dainiusowi Adomaitisowi.

Sygnał do ataku drużynie trenera Jacka Winnickiego dał Arthur Lee. Amerykanin nakręcał grę swoich kolegów, zdobył dziewięć punktów z rzędu i PGE Turów wrócił do gry. Na otwarcie ostatniej kwarty Lee trafił z dystansu i zgorzelczanie ulegali już tylko 58:59. Rozgrywającego gospodarzy dzielnie wspierał Michał Chyliński, a także David Jackson i Giedrius Gustas. W 32. minucie grający obroną strefową zespół znad Nysy Łużyckiej wyszedł na premierowe prowadzenie (63:62), którego nie oddał już do końca meczu. Ostatecznie PGE Turów zwyciężył Energę Czarnych 84:73.

- Długo nie mogliśmy wejść w mecz. Na szczęście mecz trwa nie 25, a 40 minut. Gra strefą dodała nam wiatru w żagle. Swoje zrobił Arthur Lee, który włączył się w zdobywanie punktów z szybkiego ataku w ważnych momentach. Dzięki wygranej sytuacja w walce o miejsca trzy - sześć jest cały czas otwarta - powiedział trener PGE Turowa Jacek Winnicki. - Do tego momentu mecz układał się po naszej myśli. Wówczas biorąc pod uwagę kontuzje Pawła Kikowskiego i Pawła Leończyka mieliśmy już ogromne problemy z rotacją. Z tego wzięło się zmęczenie w końcówce meczu. Turów to wykorzystał, zaczął agresywnie bronić strefą, a w ataku wygrywał pojedynki jeden na jeden. My natomiast zaczęliśmy popełniać straty i oddawać niecelne rzuty - skomentował natomiast szkoleniowiec Energii Czarnych Dainius Adomaitis.

PGE Turów Zgorzelec - Energa Czarni Słupsk 83:74 (14:21, 21:24, 20:14, 28:15)

PGE Turów: Lee 18 (1), Chyliński 16 (1), Kickert 14, Jackson 11 (1), Gustas 8, Cel 5 (1), Kulig 4, Lauderdale 4, Moore 3 (1), Mielczarek 0, Wysocki 0, Gabiński 0.

Energa Czarni: Cesnauskis 14 (2), Burrell 12, Hinson 11 (2), Roszyk 11 (2), Weaver 10, Białek 9 (2), Morrison 4, Przyborowski 3 (1).

Komentarze (0)