Przed meczem z Anwilem Włocławek trenerzy Energi Czarnych Słupsk po cichu liczyli, że przebyta ostatnio choroba negatywnie wpłynie na formę Dardana Berishy. W dotychczasowych trzech meczach obu ekip w tym sezonie 23-latek zdobywał bowiem przeciętnie 16 oczek i bez dwóch zdań można go było nazwać katem słupskiej drużyny. Na nieszczęście dla gości, Berisha pojawił się na parkiecie pod koniec pierwszej kwarty, a swoją kanonadę rozpoczął w momencie, w którym gospodarze potrzebowali tego najbardziej.
Po dwóch celnych rzutach wolnych Stanley'a Burrella zespół Energa Czarni prowadził bowiem 25:18 w połowie drugiej kwarty i wydawało się, że jeśli tylko utrzyma ten sam poziom zaangażowania i intensywnej defensywy, może wywieźć z Hali Mistrzów dwa punkty. W tym momencie do gry włączył się jednak Berisha, który najpierw trafił zza łuku, po chwili przymierzył spod kosza, a następnie zagrał akcję dwa plus jeden i w trzy minuty włocławianie przełamali przyjezdnych, wychodząc na prowadzenie 34:31.
Prawdziwy kunszt Berisha pokazał jednak tuż po przerwie, trzykrotnie trafiając z dystansu. Dzięki jego punktom, Anwil zwiększył swoją trzypunktową zaliczkę sprzed przerwy (36:33) do dwunastu oczek (55:43). W czwartej kwarcie rzucający włocławskiego zespołu dodał jeszcze dwa trafienia zza linii 6,75 metra i Anwil prowadził wówczas 66:47 (w 36. minucie), więc stało się jasne, że tego meczu już nie przegra.
- Bardzo cieszę się z tego, że zagrałem na tak skutecznie. Absolutnie nie czuję się bohaterem spotkania, bo ważniejsza od moich punktów była defensywa całego zespołu, ale jednak jestem zadowolony ze swojej formy - tymi słowami skomentował swój występ Kosowianin z polskim paszportem.
Swojego rywala docenił także Mantas Cesnauskis. - Postawiliśmy strefę i graliśmy tym systemem przez wiele minut bo liczyliśmy, że w ten sposób uda się pokonać Anwil, ale niestety Berisha nas kompletnie rozstrzelał - powiedział Litwin, który z kolei miał wielki problemy z właściwym ustawieniem celownika - zdobył co prawda 12 oczek, ale na słabej skuteczności 4/13. Zresztą cała drużyna gości trafiała bardzo słabo - tylko 18 z 56 wpadło do kosza (32 procent). Dla porównania Anwil miał 27 z 57 (47 procent).
Trener Dainius Adomaitis już w połowie pierwszej kwarty nakazał swoim koszykarzom obronę strefową. Litwin z pewnością miał w pamięci to, że w ten sposób włocławian pokonali zawodnicy Trefla Sopot, a także zdawał sobie sprawę, że tylko taki system może pozwolić na agresywną grę przez 40 minut przy tak okrojonym składzie - wszak Czarni przyjechali do Włocławka bez dwóch strzelców Darnella Hinsona i Pawła Kikowskiego.
I rzeczywiście, dopóki słupszczanie mieli siły i fizycznie byli w stanie przeciwstawić się gospodarzom, dopóty wynik oscylował wokół remisu (38:38 na początku trzeciej kwarty). Potem jednak zmęczenie zaczęło dawać znać o sobie, dobrą passę zanotował Berisha, kilka oczek dodali Krzysztof Szubarga oraz Corsley Edwards i Anwil pokonał Energę Czarnych po raz czwarty w tym sezonie, przedłużając fatalną serię gości do siedmiu porażek z rzędu.
- W pierwszej połowie nie graliśmy tak, jak tego bym sobie życzył, ale po zmianie stron było dużo lepiej. Lepiej graliśmy na tablicach, wreszcie trafialiśmy z przyzwoitą skutecznością, zafunkcjonowaliśmy w grze przeciwko obronie strefowej i dokładnie wykonywaliśmy założenia przedmeczowe - powiedział trener Krzysztof Szablowski.
Anwil Włocławek - Energa Czarni Słupsk 71:55 (14:15, 22:18, 19:10, 16:12)
Anwil: Berisha 25, Szubarga 12, Allen 11, Edwards 9, Hajrić 6, Lewis 5, Majewski 3, Harrington 0, Kinnard 0, Maciejewski 0, Rutkowski 0, Sokołowski 0
Energa Czarni: Burrell 13, Cesnauskis 12, Leończyk 8, Morrison 8, Białek 7, Roszyk 5, Przyborowski 2, Długosz 0, Osiński 0