AZS Koszalin jest ostatnim szczęśliwym zespołem, dla którego znalazło się miejsce w fazie play-off. Zespół Andreja Urlepa już kilka kolejek przed zakończeniem etapu szóstek był pewny swojego udziału w najważniejszej rundzie sezonu, wiec słoweński szkoleniowiec mógł poeksperymentować z ustawieniami taktycznymi oraz skupić się na wykorzystaniu potencjału wszystkich koszykarzy i znalezieniu dla nich miejsca w składzie po transferze Piotra Pamuły.
Pytanie tylko czy te ostatnie spotkania nie wpłyną negatywnie na poziom koncentracji i motywacji zawodników koszalińskiego zespołu. Wszak AZS od kilku tygodni niemiłosiernie ogrywał niżej notowanych rywali (w fazie szóstek zanotował bilans 12-2), a teraz przyjdzie mu się zmierzyć z drużyną co najmniej o dwie klasy lepszą - mistrzem Polski Asseco Prokomem Gdynia. - Koszykówka to gra pewności siebie. Często jest tak, że nie wygrywa ten, który ma większy potencjał i umiejętności zawodników, ale ten, który bardziej się stara, jest bardziej zaangażowany i po prostu jest pewny siebie - odpowiada Callistus Eziukwu, środkowy AZS.
- Nie podchodziliśmy do ostatnich meczów na luzie. Byliśmy skoncentrowani za każdym razem i graliśmy tak, jakbyśmy cały czas walczyli o miejsce w play-off. Dzięki temu wygrywaliśmy i zbudowaliśmy kapitalną atmosferę w zespole. Teraz jesteśmy scaleni jak jedność - dodaje Eziukwu, według którego ten fakt oraz zespołowość, jaką preferuje AZS, mogą odegrać kluczową rolę. W końcu koszalinianie to najlepszy zespół Tauron Basket Ligi jeśli chodzi o asysty drużynowe - przeciętnie w każdym meczu rozdają średnio ponad 17 asyst. Z drugiej strony liczba ta jest zdecydowanie adekwatna jeśli ma się w składzie Igora Milicicia (5,1 asysty) oraz Kamila Łączyńskiego (4,1).
Niemniej jednak defensywa Asseco Prokomu rodem z Euroligi może zniweczyć plany zespołowej koszykówki AZS. - Ok, wiemy, że oni są bardzo szybcy, bardzo wysocy. Oglądałem ich mecze i widziałem, że mają trzech koszykarzy około lub powyżej 210 cm wzrostu, a to oznacza, że pod koszem będzie grało się nam bardzo ciężko. Dodatkowo, mają doświadczenie z meczów Euroligi oraz Zjednoczonej Ligi VTB. Nie ma co ukrywać, że na papierze są lepsi, ale postaramy się ich zaskoczyć - tłumaczy Eziukwu i to on właśnie (do spółki z Rafałem Bigusem (215)) będzie musiał walczyć z podkoszowymi gigantami z Gdyni: Adamem Łapetą (217), Donatasem Motiejunasem (213) oraz Adamem Hrycaniukiem (206).
Poza składem, potencjałem poszczególnych graczy czy doświadczeniem, mistrz Polski ma także handicapp w postaci przewagi własnego parkietu. Ale czy to w play-off ma w ogóle jakiekolwiek znaczenie? - Ten fakt zawsze jest bardzo ważny, bo jednak gra przy wsparciu swoich fanów pomaga. Ale Prokom potrafi grać w domu i na wyjazdach, także to chyba nie odegra większej roli - opowiada środkowy z Koszalina.
Wydaje się natomiast, że jedyna znacząca przewaga "Akademików" to trener Urlep. Szczwany lis, u którego brak włosów jest wprost proporcjonalny do posiadanej wiedzy, doskonale wie jak wygrywać w play-off i jak zaskakiwać wyżej notowanych przeciwników. W starciu z nim szkoleniowiec gdynian, Andrzej Adamek, wypada dosyć blado. - Nasz trener z pewnością odpowiednio przygotuje nas do tego spotkania, zarówno pod względem mentalnym, jak i sportowym. Analizując system gry mistrza Polski, na pewno znajdzie jakąś lukę, którą my postaramy się wykorzystać. Tylko, że właśnie nie od trenera, ale od nas będzie zależało więcej, bo to my będziemy musieli ten plan meczowy zrealizować - tłumaczy Eziukwu, dodając po chwili - Najważniejszym dla nas będzie element zaskoczenia. Liczymy trochę na to, że Asseco Prokom nie podejdzie do meczów z nami na odpowiednim poziomie motywacji, bo przecież celują zdecydowanie wyżej niż w walkę o półfinał. I to może być nasza szansa... - kończy 26-letni gracz.
Callistus Eziukwu: Element zaskoczenia
Już w najbliższą niedzielę Asseco Prokom Gdynia podejmie u siebie AZS Koszalin w pierwszym meczu ćwierćfinałowym play-off. Murowanym faworytem tej konfrontacji jest oczywiście ekipa mistrza Polski a wielu ekspertów przewiduje łatwą przeprawę i trzy zwycięstwa. Zupełnie inaczej myślą jednak w Koszalinie, a Callistus Eziukwu liczy, że jemu i jego kolegom uda się zaskoczyć rywala.
Źródło artykułu: