Jeszcze tydzień temu wydawało się, że PGE Turów Zgorzelec to najgorszy przeciwnik z możliwych dla Anwilu Włocławek. Trener Jacek Winnicki miał patent na włocławian, bowiem jego zawodnicy z konfrontacji z włocławianami aż trzykrotnie wychodzili zwycięsko. Wszystko zmienił jednak mecz w ostatniej kolejce fazy szóstek - Anwil pokonał Turów na wyjeździe 79:76 i nabrał sił przed rywalizacją z play-off.
- Wygrali z nami w tym sezonie trzy razy, my wygraliśmy z nimi dopiero w poprzednim spotkaniu, ale to było dla nas bardzo ważne, bo dzięki temu uwierzyliśmy, że możemy ich pokonać. W końcu udowodniliśmy sobie, że nie ma dla nas zespołów nie do pokonania, dlatego teraz wierzymy w swoją wartość, pokazaliśmy ją w kilku meczach fazy szóstek i będziemy chcieli pokazać ją raz jeszcze w play-off - mówi Krzysztof Szubarga, motor napędowy Anwilu Włocławek, który w drugim etapie sezonu notował przeciętnie 12,4 punktu.
Rozgrywający "Rottweilerów" jest w tej chwili mentalnym liderem drużyny. Poprawił skuteczność (z 11,7 w rundzie zasadniczej do 12,4 w II fazie), gra zdecydowanie szybciej i płynniej, a także jest bardziej agresywny (wzrost wymuszanych fauli z 3,3 do 4,6), co przekłada się na bardzo dobrą defensywę. Dlatego też Szubarga wydaje się być obecnie kluczowym koszykarzem Anwilu w rywalizacji z Turowem, w kontekście tego, że trener Winnicki chyba trochę pogubił się w kwestii kto ma prowadzić jego ekipę na parkiecie - po transferze Arthura Lee w każdym meczu albo Ronald Moore, albo Giedrius Gustas otrzymują od szkoleniowca bardzo mało minut. Dodatkowo, w ostatnim spotkaniu z Anwilem, piłkę rozgrywał także David Jackson...
Z drugiej strony, obraz ten pokazuje również pozytywne aspekty: zgorzelczanie dysponują obecnie najdłuższą ławką ze wszystkich drużyn Tauron Basket Ligi. Nie licząc juniorów, Jacek Winnicki ma do dyspozycji aż 14 (!) koszykarzy, więc nie musi obawiać się słabszego dnia jakiegokolwiek ze swoich zawodników. Zawsze bowiem znajdą się inni, którzy będą mogli wystrzelić z formą. - My przygotowujemy się pod kątem kilku graczy, ale zawsze może być tak, że przy tak szerokim składzie ktoś nas zaskoczy. Jednakże czasami tylu zawodników może być bronią, która obraca się przeciwko trenerowi, bo generalnie trzeba zadowolić wszystkich graczy, każdy chce swoje minuty. Także szeroki skład ma zatem swoje plusy i minusy - twierdzi Krzysztof Szablowski, opiekun Anwilu.
Mówiąc o przygotowaniach pod kątem konkretnych graczy, szkoleniowiec włocławian ma oczywiście na myśli Daniela Kickerta. Australijczyk to najpewniejszy punkt PGE Turowa, który w każdym meczu rzuca przeciętnie 15,1 punktu (przeciwko Anwilowi średnia ta wzrasta do stanu 15,7) i ograniczenie jego ofensywnych zapędów powinno przynieść włocławianom wymierne korzyści. Pytanie tylko kto ma to uczynić? Ani Seid Hajrić, ani Nick Lewis nie są w stanie kryć Kickerta dalej od kosza, gdyż jest od nich bardziej mobilny. Może zatem Lawrence Kinnard, który nie tak dawno świetnie radził sobie z Donatasem Motiejunasem? - Lawrence bardzo dobrze pomaga w obronie zespołowej, coraz lepiej kryje indywidualnie i widzę wielki potencjał u niego w tym elemencie - mówi Szablowski, ale nie zdradza czy wprowadzi taki element to strategii drużyny.
Obie drużyny mają także swoje problemy i te mogą odegrać kluczowe role w tym starciu. Trener Winnicki nie wydaje się być w najlepszych stosunkach ze swoimi koszykarzami; od kilku tygodni nie może dojść do porozumienia z Konradem Wysockim, który do niedawna był liderem zespołu, a obecnie jego rola została mocno zmarginalizowana. W ostatnim meczu skrzydłowy nie pojawił się na placu gry ani na minutę, we wcześniejszych czterech spotkaniach grał średnio tylko 15 minut, zaś w całej II fazie tylko dwa razy wyszedł w pierwszej piątce. Ta relacja niekorzystnie wpływa na atmosferę w całym zespole, co widać po wynikach Turowa w szóstkach - tylko dwa zwycięstwa i osiem porażek.
We Włocławku natomiast oczekują na powrót do wysokiej formy Corsley'a Edwardsa. Amerykanin poprawił co prawda w ostatnim czasie bardzo mocno defensywę, ale gdyby jeszcze zachował skuteczność jaką prezentował w rundzie zasadniczej (16,5 punktu, w szóstkach "tylko" 10,3), Anwilowi grałoby się zdecydowanie łatwiej. - Przyczyn jest kilka. W ostatnim czasie trenowaliśmy naprawdę bardzo mocno, a on ma swój wiek, swoją masę i w pewnym momencie to chyba odbiło się na jego fizyczności. Dodatkowo zaczął być skupiony na obronie, bo wcześniej było tak, że w obronie głównie odpoczywał, a w ataku zdobywał punkty, co zresztą nie wpływało dobrze na zespół. Teraz angażuje się po obu stronach parkietu i stąd jego średnie spadły - opowiada Szablowski.
Warto dodać, że włocławianie mają przewagę parkietu, co powoduje, że do awansu do półfinału wystarczy im wygrywanie tylko u siebie, a jak pokazuje historia, Anwil nie zwykł marnować takich okoliczności - tylko raz w 15 startach w play-off nie awansował dalej, gdy rozpoczynał zmagania z wyższej lokaty. Z kolei PGE Turów musi urwać mecz na Kujawach, lecz to nie będzie proste - zgorzelczanie dwukrotnie zaczynali play-off od meczów na wyjeździe i za każdym razem musieli obyć się bez gry w półfinale.
Pierwszy mecz ćwierćfinałowej serii Anwilu Włocławek z PGE Turowem Zgorzelec zostanie rozegrany w poniedziałek o godzinie 18:30 w Hali Mistrzów we Włocławku. Bezpośrednią transmisję ze spotkania przeprowadzi TVP Sport od godz. 18.15.
(Nie)wygodny rywal - zapowiedź meczu Anwil Włocławek - PGE Turów Zgorzelec
Jeszcze kilka tygodni temu murowanym faworytem konfrontacji Anwilu Włocławek i PGE Turowa Zgorzelec byłby zespół Dolnego Śląska. Gra w szóstkach zweryfikowała jednak jakość obu drużyn na korzyść włocławian i to oni przystępują do ćwierćfinału play-off z przewagą parkietu. W tym sezonie zgorzelczanie wygrali jednak dwukrotnie w arenie, w której rozpocznie się ta rywalizacja.
Źródło artykułu:
nie wiadomo w jakiej formie jest Turów i nie wiadomo tez,czy anwil da radę znów wygrać ze Zgorzelcem. być może o wygranej zadecudyja najmniejsze szczegóły.