Adam Waczyński swoje pierwsze kroki w zawodowym baskecie stawiał w Toruniu. - Mój pierwszy kontakt z koszykówką, jaki pamiętam był wtedy, jak tata grał w drużynie oldboyów w Toruniu. Graliśmy wtedy w jednym zespole. Miałem 7-8 lat, miło wspominam tamte czasy. Byłem wtedy małym brzdącem biegającym za piłką i szczęśliwym, że może się poruszać. Było pełno obozów koszykarskich, które wspominam bardzo miło - mówi sam zainteresowany.
- Koszykówka była moją pasją od urodzenia, zawsze tylko piłka, kosz i wszystko co z koszykówką związane. Wszystkich wokół zachęcałem do liczenia mi punktów. Babcia do dzisiaj wspomina jak miałem premiowane rzuty z daleka "za 5 punktów". Koszykówka mnie wychowywała przez całe życie. Nie było łatwo, bo musiałem się wyprowadzić z domu w wieku 15 lat do całkiem nowego otoczenia, gdzie musiałem poznawać ludzi od nowa. Poznałem dzięki temu wiele ważnych dla mnie osób, które w wielkim stopniu pomogły mi dojść do tego, co mam w obecnej chwili - czyli dom, rodzina i szczęście.
Jednak jego kariera nabrała rozpędu, wówczas kiedy pojawił się w Trójmieście. Było to w 2005 roku. Związek jego rodziny z tym miejscem jest znacznie dłuższe. Jego dziadek Szczepan Waczyński, wielokrotny reprezentant Polski w koszykówce, awansował z drużyną Wybrzeża Gdańsk do ekstraklasy. Z kolei tata Adama, Witold Waczyński reprezentował barwy Spójni Gdańsk. - Większość moich kolegów wówczas grało w piłkę nożną. Ja grałem na bramce, ale tylko w rozgrywkach szkolnych, udało nam się zdobyć z reprezentacją naszej szkoły 2. miejsce wśród podstawówek w województwie kujawsko-pomorskim. Jednak po takich sukcesach nie zdecydowałem się zostać drugim Jerzym Dudkiem. Siła genów zwyciężyła - dodaje Adam Waczyński.
Co ciekawe, koszykarz o mały włos nie wylądowałby w drużynie Czarnych Słupsk. Jednak podczas turnieju w Kosakowie zaprezentował się na tyle dobrze, że trener Jan Jargiełło momentalnie zaprosił go do drużyny z Sopotu. Po krótkim namyśle, Adam postanowił kontynuować swoją karierę właśnie w Trójmieście. - Wybrałem Prokom, bo to był mistrz Polski. Ale kto wie, gdybym w finale w Kosakowie zagrał słabiej, mógłbym grać w Czarnych - twierdzi koszykarz.
Osobą, która mocna zabiegała o transfer Waczyńskiego do Trefla był prezes Kazimierz Wierzbicki. - On był prezesem klubu, gdy przychodziłem do Sopotu, był wielkim przyjacielem mojego dziadka i nigdy nie skrzywdził ani mnie, ani mojej rodziny - mam wielki szacunek do niego - zaznacza 22-letni koszykarz.
Jednak, jak sam przyznaje, początki były bardzo trudne. - Na pewno ciężko jest człowiekowi się przestawić, szczególnie w tak młodym wieku - musiałem stać się silny i wytrwały.
Adam, po czterech latach pobytu w Prokomie Treflu Sopot, postanowił przenieść się do Górnika Wałbrzych. Tam grywał znacznie częściej niż w Trójmieście. Był jednym z liderów, zdobywając średnio 10,4 punktów, 3,4 zbiórki i 1,7 asysty na mecz. Po udanym sezonie przyszło wiele ciekawych ofert, z których Adam wybrał tą złożoną przez PBG Basket Poznań. Po roku gry w Poznaniu, Waczyński znów powrócił do Trójmiasta. Podpisał dwuletni kontrakt z klubem z Sopotu. Szybko wkomponował się w drużynę Karlisa Muiznieksa. W zeszłym sezonie pomógł Treflowi awansować do półfinału Tauron Basket Ligi, notując średnio 10,1 punktów, 2,7 zbiórki oraz 1,3 asysty w ciągu 23 minut spędzanych na boisku.
Mimo że jego stara umowa kończy się w czerwcu 2012 roku, Adam już w grudniu postanowił, że przez kolejne dwa będzie grał w Sopocie. - Bardzo się cieszę z tego, że dano mi szansę rozwoju w tym klubie. Zawsze miło mi się gra w Trójmieście. Tutaj jest bardzo fajny klimat, klub także jest profesjonalnie zarządzany - zaznacza Waczyński.
Jest on bardzo mocno związany z klubem z Sopotu i jego kibicami. - Każdy młody koszykarz oglądając mecze w TV albo na żywo, chciałby grać w najwyższej klasie rozgrywkowej z najlepszymi w kraju. Trefl mi to umożliwił. Gdy wychodzę na parkiet, zawsze staram się to robić dla innych i na maksimum swoich możliwości - dla rodziny, kibiców, dopiero na końcu dla samego siebie - ocenia Adam Waczyński.