Grizzlies wyrównali stan rywalizacji. Spurs i Pacers bliżej awansu

Memphis Grizzlies nie popełnili błędu z pierwszego meczu i wyrównali stan rywalizacji z Los Angeles Clippers, pokonując ekipę z Miasta Aniołów 105:98. Drugie zwycięstwa w swoich seriach odnieśli również San Antonio Spurs i Indiana Pacers.

Memphis Grizzlies przegrali pierwszy mecz z Los Angeles Clippers w niesamowitych okolicznościach, tracąc 27-punktową przewagę w drugiej połowie spotkania. W środę nie powtórzyli już tego "wyczynu" i dowieźli zwycięstwo do szczęśliwego końca. W ostatniej odsłonie Niedźwiadki nie pozwoliły zbliżyć się gościom na bliżej niż cztery punkty.

10 ze swoich 20 punktów w decydującej kwarcie zdobył O.J. Mayo a oczko więcej zapisał na swoim koncie Rudy Gay, najskuteczniejszy wśród miejscowych. W szeregach zespołu z Tennessee aż sześciu graczy zakończyło mecz z dwucyfrowym wynikiem punktowym.

Warto podkreślić aż 16 zbiórek ofensywnych Grizzlies przy ledwo czterech Clippers. W sezonie zasadniczym Niedźwiadki tylko raz miały więcej zbiórek na atakowanej tablicy.

Dwa kolejne mecze w Staples Center. Pierwszy w najbliższą sobotę.

- To było żenujące - przyznał po laniu jakie San Antonio Spurs sprawiło Utah Jazz Al Jefferson, podkoszowy Jazzmanów. Jego ekipa przegrała aż 83:114 i przegrywa w serii już 0:2. Na chwilę obecną zespół z Salt Lake City nie ma żadnych atutów w starciu z rozpędzonymi Ostrogami, które wyrastają na głównego faworyta Zachodu.

Ekipa prowadzona przez świeżo upieczonego trenera roku Gregga Popovicha zapewniła sobie zwycięstwo już w... drugiej kwarcie. Seria 20:0 ostatecznie zakończyła emocje i spowodowała w konsekwencji najwyższą porażkę Jazz od 1998 roku!

- Nie potrafię tego wyjaśnić. Oni po prostu nas zmietli z parkietu - nie przebierał w słowach Paul Millsap. Zaledwie dwóch graczy Jazz uzbierało po 10 punktów. Nic w tym dziwnego, bowiem ich skuteczność tego dnia oscylowała na poziomie 34 proc.

- Nie można spodziewać się zwycięstwa grając w ten sposób. Oni są dobrym zespołem, ale tego dnia mieli problemy ze skutecznością. Nam z kolei siedziało całkiem nieźle. Takie rzeczy się zdarzają - analizował Danny Green, rzucający SA Spurs.

Green zdobył 13 oczek, najwięcej miał z kolei Tony Parker (18), który rozdał również dziewięć asyst.

Rywalizacja przenosi się do Salt Lake City i można prognozować, że potrwa już tylko dwa spotkania. Trzecie starcie w sobotę.

Z meczu na mecz rozkręca się Indiana Pacers, która pokonała na wyjeździe Orlando Magic aż 97:74 i odzyskała prowadzenie w serii oraz przewagę własnego parkietu. Kluczowa dla losów gry okazała się trzecia kwarta, wygrana 32:17.

- To bardzo istotne zwycięstwo dla naszego zespołu. Zrozumieliśmy jak ważne jest wygrywanie w meczach wyjazdowych - powiedział Frank Vogel, opiekun Pacers.

Koszykarze z Indianapolis wyeliminowali największą broń Magików, czyli rzuty trzypunktowe (5/15) a zupełnie niewidoczny po raz kolejny był specjalista w tym elemencie Ryan Anderson (7 pkt). Goście dominowali również na tablicach, gdzie mieli 13 zbiórek więcej od Orlando (46:33).

26 oczek i dziewięć zbiórek zanotował Danny Granger, a double-double popisał się Roy Hibbert, autor 18 punktów i 10 zbiórek. - Z meczu na mecz coraz bardziej się dopasowujemy i zgrywamy - powiedział center Pacers.

Wyniki:

San Antonio Spurs - Utah Jazz 114:83 (28:17, 25:11, 34:25, 27:30)

(T. Parker 18, K. Leonard 17, D. Green 13 - A. Jeffersom 10, J. Howard 10)

Stan rywalizacji: 2:0 dla San Antonio

Orlando Magic - Indiana Pacers 74:97 (14:23, 24:21, 17:32, 19:21)
(G. Davis 22, J.J. Redick 13, J. Nelson 10 - D. Granger 26, R. Hibbert 18 (10 zb), G. Hill 15)

Stan rywalizacji: 2:1 dla Indiany

Memphis Grizzlies - Los Angeles Clippers 105:98 (23:26, 28:21, 24:22, 30:29)
(R. Gay 21, O.J. Mayo 20, M. Conley 19 - C. Paul 29, B. Griffin 22, N. Young 11)

Stan rywalizacji: 1:1

Źródło artykułu: