Trzeci półfinałowy pojedynek nie rozpoczął się po myśli zgorzelczan. Koszykarze trenera Karlisa Muiznieksa seryjnie trafiali do kosza, a po trójkach Koszarka, Wiśniewskiego i Waczyńskiego szybko wyszli na ponad 10-punktowe prowadzenie.
- Przez cały mecz staraliśmy się gonić rywala, a nie powinno się to zdarzyć na naszym boisku. To my musimy narzucić przeciwnikowi swój styl gry. Był taki moment, w którym mogliśmy ich przełamać, ale podobnie jak w meczu nr 2, nie wyszło. Na pewno musimy wyciągnąć wnioski - komentuje Michał Chyliński, obrońca PGE Turowa Zgorzelec.
Głównym problemem koszykarzy trenera Jacka Winnickiego, wymagającym analizy przed decydującym starciem, była gra pod tablicami. To właśnie zbiórki, wygrane w pierwszej połowie przez Trefl 21:15, pozwalały rywalom ponawiać akcje i bezpiecznie kontrolować prowadzenie. Łatwe punkty drugiej szansy zdobywał zarówno John Turek, jak i Saulius Kuzminskas.
- To bardzo boli, ponieważ w ostatecznym rozrachunku ciężko te punkty odrobić. W półfinale walkę o zbiórki przegraliśmy po raz pierwszy - mówi Mariusz Niedbalski, drugi trener PGE Turowa Zgorzelec.
- Musimy zatrzymać ich szybki atak, bo gdy się rozpędzą są wręcz nie do zatrzymania, trafiają z dobrą skutecznością na różnorodne sposoby. Grają najlepszą kontrę w całej lidze, czyhają na błędy rywala i szybko wykorzystują niecelne rzuty lub straty - dodaje Michał Chyliński.
Istotnym elementem półfinałowej rywalizacji PGE Turowa z Treflem jest obrona strefowa, która dotychczas spędzała sen z powiek koszykarzom znad Nysy Łużyckiej. Jak się jednak okazało, umiejętne jej zastosowanie, może być sprzymierzeńcem nie tylko graczy Trefla. To dzięki strefie zgorzelczanie w odpowiednim momencie wrócili do gry
- W drugiej połowie znaleźliśmy sposób na strefę i rywal musiał wrócić do obrony każdy swego. Meczu nie wygraliśmy, więc ciężko mówić o jakimkolwiek sukcesie. Jestem jednak pewny, że poradzimy sobie ze strefą w poniedziałek i jeżeli tylko będziemy walczyć, to nadal pozostaniemy w grze o finał - analizuje Chyliński.
Koszykarze trenera Jacka Winnickiego, choć stoją pod ścianą, nieprzerwanie wierzą w zwycięstwo.
- Głowy do góry! Rywalizacja trwa nadal. W poniedziałek zrobimy wszystko aby wygrać i pozostać w walce o finał, musimy wyeliminować tylko kilka błędów. Chcemy pojechać do Sopotu na decydujący mecz. Tam może zdarzyć się wszystko - dodaje obrońca PGE Turowa Zgorzelec, a wtóruje mu trener Jacek Winnicki:
- Musimy wykazać się walecznością i pokazać, na co nas stać. Walczymy pozostanie w grze. W finale zagra przecież ten, kto to wygra trzykrotnie.
Z większym spokojem i bez zbędnych obciążeń wybiegną na parkiet rywale, którzy pomimo zwycięstwa nie lekceważą podrażnionych gospodarzy.
- Większa presja będzie ciążyć na Turowie, który musi wygrać, aby liczyć się w walce o finał. My odzyskaliśmy przewagę własnego parkietu i chcielibyśmy zakończyć rywalizację jak najszybciej. To bardzo istotne w tak krótkiej serii - mówi Adam Waczyński, rzucający Trefla.
- Wykonaliśmy dopiero połowę postawionego nam zadania. To nie jest odpowiedni czas na celebracje i radość. Musimy odpocząć i pozostać skoncentrowanymi w poniedziałek. Rywal z pewnością nie odpuści - dodał Saulius Kuzminskas.
Czwarty pojedynek półfinału zostanie rozegrany w poniedziałek 14 maja o godz. 18.30. Transmisja w TVP Sport.