- Mamy kilku zawodników, na których oni muszą skupiać swoją uwagę. Nie jestem nim ja, więc skorzystałem z okazji jaka się przydarzyła - mówił po meczu Brandon Bass, który niespodziewanie stał się bohaterem numer 1. bostońskich Celtów, zdobywając 27 punktów, w tym aż 18 w trzeciej kwarcie.
Był gracz Orlando i Dallas wykorzystał dziewięć z 13 prób z gry oraz miał 9/10 z linii rzutów wolnych. W trzeciej odsłonie zdobył o dwa punkty więcej niż cały zespół gości! - Największą różnicę zrobiła energią, którą on dysponował. Grał z wielką mocą - chwalił swojego podopiecznego Doc Rivers, szkoleniowiec Celtics.
Jeszcze na początku trzeciej kwarty Szóstki prowadziły różnicą sześciu punktów, lecz dwa runy gospodarzy (14:2 oraz 10:2) pozwoliły zniwelować straty i objąć prowadzenie. Boston postawił kropkę nad i na początku ostatniej ćwiartki, kiedy zdobył 16 z pierwszych 22 punktów.
Oprócz Bassa świetnie grał Kevin Garnett (20 pkt) oraz Rajon Rondo, który oprócz 13 punktów miał również 14 asyst.
19 oczek dla pokonanych wywalczył z kolei Elton Brand, który mimo porażki wierzył, że Philly zawita jeszcze do TD Garden. - Do zobaczenia w sobotę - rzucił po meczu w kierunku chłopców podających piłki.
- Mieliśmy zbyt wiele strat i to ich napędzało. Dzięki temu zdobywali łatwe punkty po szybkich przejściach z obrony do ataku. Utrzymali przewagę własnego parkietu, teraz nasza kolej - analizował Spencer Hawes, środkowy Sixers.
Mecz numer sześć w środę w Filadelfii.
Boston Celtics - Philadelphia 76ers 101:85 (23:27, 24:23, 28:16, 26:19)
(B. Bass 27, K. Garnett 20, P. Pierce 16 - E. Brand 19, L. Allen 12, E. Turner 11 (10 zb))
Stan rywalizacji: 3:2 dla Bostonu