- To jest mecz numer siedem. Tutaj nie ma jutra - zapowiada przed decydującym starciem Paul Pierce, lider Celtów. - Jeżeli to nie jest najważniejsza rzecz dla każdego z nas, to nie ma innej możliwości, aby się zmotywować przed takim meczem - dodaje.
W sobotnim, siódmym spotkaniu faworytem są gospodarze, którzy zagrają przed własną publicznością. Celtowie to również bardziej doświadczona drużyna, która od 2007 roku rozegrała aż pięć siódmych spotkań, z kolei Szóstki zagrają w takim meczu po raz pierwszy od 11 lat.
- Nie ma w nas żadnego strachu. Czasami mamy słabą skuteczność, lecz nie wynika ona ze strachu - mówi Doug Collins, opiekun Szóstek. - Mamy szansę, więc spróbujmy ją wykorzystać. Nie mamy nic do stracenia - dodaje Elton Brand, podkoszowy ekipy z Filadelfii.
76ers to największa niespodzianka tegorocznych play off. W pierwszej rundzie sensacyjnie pokonali osłabionych Chicago Bulls, a w walce o finał Wschodu dzielnie przeciwstawiają się doświadczonym Celtics. Warto podkreślić, że w zespole trenera Collinsa przeważają młodzi gracze i jest tylko jeden 30-latek.
W szeregach Celtów w najważniejszym meczu sezonu zabraknie Avery'ego Bradley'a - odkrycia tych rozgrywek. Drugoroczniak, który jest specjalistą od defensywy, przeszedł zabieg operacyjny kontuzjowanego ramienia i nie zagra do końca sezonu.
- Potrzebujemy maksymalnego zaangażowania od każdego z zawodników. Każdy kto wejdzie na parkiet musi zdać sobie z sprawę, że to jest nasz zespół i tylko to się liczy - podkreśla Pierce.