Dokładnie sześć dni temu odbyło się drugie spotkanie w serii finałowej pomiędzy Asseco Prokomem Gdynia a Treflem Sopot. Wówczas zdecydowanie lepsi okazali się gracze z Gdyni 77:65. Sopocianie w tych dwóch pierwszych meczach kompletnie zawiedli, nie mając żadnego pomysłu na pokonanie obecnych mistrzów Polski.
Trener Karlis Muiznieks zaskoczył nieco wyjściowym ustawieniem swojej drużyny. Posadził bowiem na ławce Łukasza Wiśniewskiego, który zawsze wychodził jako starter. Te zmiany przyniosły oczekiwany efekt, bo po punktach Johna Turka zrobiło się 6:0 dla gospodarzy. Goście nie mogli wstrzelić się w kosz, dopiero w trzeciej minucie spotkania pierwsze punkty zdobył Piotr Szczotka. Sopocianie wyszli na parkiet bardzo skoncentrowani, co było widać przede wszystkim w obronie. W ataku większość akcji przechodziła przez ręce Turka, który albo sam decydował się na rzut albo oddawał do lepiej ustawionych kolegów. Taka koszykówka inside-outside przynosiła dobre efekty.
Po rzucie trzypunktowym Jermaine'a Malletta zrobiło się już 17:9 dla gospodarzy. Sopocianie grali z wielką energią, czym kompletnie zaskoczyli gdynian. Gracze Muiznieksa prezentowali efektowną koszykówkę, która mogła się podobać zgromadzonej publiczności w hali Ergo Arena.
Rezerwowi gracze Trefla Sopot również wznieśli się na wyższy poziom niż w poprzednich spotkaniach, co miało znaczenie na wynik spotkania. W 13. minucie spotkania, gospodarze osiągnęli siedemnastopunktową przewagę! (33:16). Koncertowo grał Turek, który raz po raz ogrywał swoich vis-a-vis. Małe problemy sopocian pojawiły się w momencie, kiedy Turek i Saulius Kuzminskas mieli po trzy przewinienia.
Sopocianie do tego meczu przygotowani byli perfekcyjnie, wykorzystywali każdy błąd gdynian. Z kolei Asseco totalnie nie przypominało tej drużyny z pierwszych dwóch spotkań. Gracze Andrzeja Adamka byli zaskoczeni zaistniałą sytuacją. Ten marazm gdynian trwał na tyle długo, że do przerwy sopocianie mieli aż siedemnaście punktów przewagi.
Wydawało się, że po przerwie do odrabiania strat ruszą mistrzowie Polski, ale gospodarze ustawili jeszcze mocniejszą obronę. Po punktach niezawodnego w tym spotkaniu Turka zrobiło się już 53:30! Gdynianom w tym spotkaniu nic po prostu nie wychodziło, z kolei sopocianie grali jak natchnieni. Wydawało się, że Trefl nie odrodzi się po tych pierwszych spotkaniach, ale rzeczywistość okazała się zupełnie inna. Gracze Muiznieksa pokazali się z bardzo dobrej strony, w sopockim zespole funkcjonowały wszystkie elementy koszykarskiego rzemiosła. Gdy przewaga gospodarzy urosła do trzydziestu punktów pod koniec trzeciej kwarty, stało się jasne, że Trefl wygra pierwsze spotkanie w rywalizacji finałowej. A zarazem dla sopocian było to pierwsze, historyczne zwycięstwo w pojedynkach z Asseco Prokomem Gdynia.
Trefl Sopot - Asseco Prokom Gdynia 83:57 (26:14, 21:16, 22:12, 14:15)
Trefl: Turek 18, Dylewicz 15, Koszarek 15, Waczyński 15, Stefański 6, Cummings 2, Wiśniewski 2, Stalicki 0, Brembley 0, Fraś 0, Kuzminskas 0.
Asseco Prokom: Motiejunas 11, Hrycaniuk 9, Zamojski 6, Blassingame 5, Kuebler 5, Dmitriew 4, Frasunkiewicz 4, Szczotka 4, Day 4, Łapeta 3, Ponitka 2, Seweryn 0.
Stan rywalizacji: 2-1 dla Asseco Prokomu