- Oni obronili swój własny parkiet, my za kilka dni uczynimy to samo - powiedział po piątkowym zwycięstwie Rajon Rondo, który wraz z dwoma pozostałymi liderami Celtów przekroczył barierę 20 punktów. Rozgrywający miał także 10 asyst i sześć zbiórek.
24 punkty i 11 zbiórek dołożył Kevin Garnett, a oczko mniej na swoim koncie zapisał Paul Pierce. Dzięki temu C's uniknęli trzeciej przegranej i nie zmierzą się z nieubłaganą historią, która mówi, że ze stanu 0-3 nie wyszedł jeszcze nikt.
Gospodarze szybko narzucili rywalom swój styl gry i zanotowali serię 15:0 spinającą pierwszą i drugą kwartę. Dzięki temu wykaraskali się z sześciopunktowego deficytu i wyszli na prowadzenie, które sukcesywnie powiększali.
Drugą odsłonę Celtowie wygrali różnicą 11 oczek, a trzecią dziewięciu, dzięki czemu na początku ostatniej ćwiartki prowadzili aż +24. Dopiero wtedy obudził się Żar, który rzucił się w pogoń i doprowadził nawet do stanu 87:95. Tego dnia jednak na nic więcej nie było ich stać.
- Cały czas staraliśmy się wrócić do meczu. Zanotowaliśmy niezłą serię w ostatniej kwarcie, ale okazało się to niewystarczające - przyznał LeBron James, najlepszy wśród pokonanych z 34 punktami.
Mecz numer cztery w niedzielę w Bostonie.
Boston Celtics - Miami Heat 101:91 (30:28, 25:14. 30:21, 16:28)
(K. Garnett 24 (11 zb), P. Pierce 23, R. Rondo 21 (10 as) - L. James 34, D. Wade 18, M. Chalmers 14)
Stan rywalizacji: 2:1 dla Miami