To dopiero trzeci przypadek w historii NBA kiedy drużyna wygrała cztery mecze z rzędu przegrywając w serii 0:2. Co więcej, jeszcze kilka dni temu wszyscy rozpływali się w zachwytach nad Spurs, którzy wygrali 20 meczów z rzędu a dwie pierwsze rundy play off przeszli bez większego zmęczenia (4:0 z Jazz, 4:0 z Clippers).
To pierwszy awans Thunder do wielkiego finału od 1996 roku. Wówczas klub miał swoją siedzibę w mieście Boeinga i nazywał się Seattle Supersonics. Jedyny mistrzowski tytuł w historii zespół ten zdobył w 1979 roku.
W Cheseapeake Energy Arena działy się niesamowite rzeczy. W pierwszej połowie Spurs prowadzili różnicą 18 punktów, a na przerwę schodzili z 15-punktowym, wydawało się wtedy bezpiecznym, prowadzeniem. Kapitalnie grał Tony Parker, który w premierowej kwarcie uzbierał 15 oczek i rozdał aż siedem asyst, a raz za razem za trzy punkty trafiał Stephen Jackson (6/7 za trzy).
W drugiej połowie rządzili już tylko gospodarze. Wygrali ostatnie dwie kwarty 59:36, a koncertowo grał duet Kevin Durant - Russell Westbrook. Ten pierwszy wywalczył 34 punkty i 14 zbiórek, nie schodząc z parkietu ani na sekundę! Westbrook dorzucił 25 oczek, a James Harden 16.
- Czuję się świetnie, chociaż wiem, że do spełnienia marzeń potrzebujemy jeszcze jednego kroku - mówił Durant, który po meczu wpadł w ramiona matki oraz brata.
29 punktów i 12 asyst uzbierał dla pokonanych Parker, a 25 oczek i 14 zbiórek dołożył Tim Duncan.
- Nie mamy raczej na co narzekać. Mieliśmy świetną serię w pierwszej połowie, ale potem nie udało się ich zatrzymać i pokonać - przyznał Manu Ginobili, argentyński snajper Spurs.
Finałowa rywalizacja rozpocznie się we wtorek. Thunder rozpoczną ją we własnej hali, lecz muszą poczekać na rywala. W serii Boston-Miami prowadzą Celtowie 3:2.
Oklahoma City Thunder - San Antonio Spurs 107:99 (20:34, 28:29, 32:18, 27:18)
(K. Durant 34 (14 zb), R. Westbrook 25, J. Harden 16 - T. Parker 29 (12 as), T. Duncan 25 (14 zb), S. Jackson 23)
Stan rywalizacji: 4:2 dla Oklahomy