Michał Fałkowski: Dla zdecydowanej większości, żeby nie powiedzieć dla wszystkich włocławian, poprzedni sezon w wykonaniu Anwilu był porażką.
John Allen: Cóż, w takim razie większość włocławian powinna wreszcie zrozumieć, że ich klub nie jest już taki sam, jaki był w przeszłości, dziesięć lat temu, gdy zdobywał mistrzostwo kraju.
Mocne słowa, nie za mocne? Z jednej strony to prawda, ale z drugiej dobra wymówka wobec braku sukcesu.
- Ale tak moim zdaniem jest. Ja ze swojej strony mogę zapewnić, że starałem się pracować bardzo mocno, zostawiłem we Włocławku sporo zdrowia i na treningach, i na meczach. Myślę też, że podobnie było w przypadku moich kolegów. Natomiast było nam momentami bardzo ciężko z różnych przyczyn. Zawsze gra się trudno, gdy wokół dzieje się tyle zamieszania. Mam na myśli zmiany w składzie, zmianę trenera, roszady w klubie i kłopoty z pensjami. Dodatkowo, oczekiwania klubu były bardzo odrealnione.
Powoli. Zacznijmy od tych oczekiwań - dlaczego, twoim zdaniem, był nierealne? Klub przed sezonem zapowiedział, że celem jest walka w finale i biorąc pod uwagę skład zespołu, nie wydawało się to nieosiągalne.
- OK, może przed sezonem było to realne, ale gdy w trakcie rozgrywek doszły zmiany w składzie, zmiana trenera, to wszystko o czym mówiłem wcześniej, stało się jasne, że nie jesteśmy kandydatem do gry w finale. Przecież podobny cel miały także cztery czy pięć innych zespołów. Sporo rzeczy się zmieniło, a presja ciążyła na nas taka sama.
A co z tymi płatnościami? O drobnych kłopotach klubu mówiło się w trakcie sezonu, ale nigdy nie słyszałem by którykolwiek z graczy się wówczas na to skarżył. Trochę to nie fair wspominać o tym teraz, po sezonie.
- Może niepotrzebnie o tym wspomniałem, bo rzeczywiście, w tej chwili wszystko jest w porządku, choć w trakcie sezonu czasami było trudno. Dobra, ale nie będziemy rozmawiać o pieniądzach.
Nie ja o nich zacząłem. Przejdźmy zatem do zmiany trenera, bo tutaj jest kolejna nieścisłość. Gdy Krzysztof Szablowski zastąpił Emira Mutapcicia wszyscy chórem zgodnie mówiliście, że to jest zmiana na plus, która wyzwoli w was pozytywną energię. A teraz mówisz o tej sytuacji, jako o jednej z przyczyn słabego efektu końcowego?
- Tak, rzeczywiście wszyscy byliśmy zgodni, że ta zmiana może wpłynąć na nas pozytywnie, ale z drugiej strony to... zawsze jakaś zmiana. Dobra czy zła, zawsze musisz się dostosować do nowej rzeczywistości, a to z kolei zabiera trochę czasu. I może nam tego czasu zabrakło? Nie wiem. Wiem na pewno, że powinniśmy grać zdecydowanie lepiej, nie powinniśmy na pewno kończyć tych rozgrywek na etapie ćwierćfinału, ale nazywanie całego sezonu porażką jest dla mnie głupotą. Tak jak powiedziałem, oczekiwania były zbyt wygórowane.
W Stanach Zjednoczonych macie takie powiedzenie, że na koniec dnia liczy się tylko to, czy jesteś zwycięzcą...
- Powinniśmy zagrać lepiej - tak odpowiem. Ale gdyby stosować się do tego powiedzenia i gdyby patrzeć na grę zespołów tylko przez pryzmat takiego podejścia, to rokrocznie kilkanaście drużyn musiałoby nazwać swój sezon porażką, a tylko jedna - sukcesem. A z tego co wiem, w Polsce od dziewięciu lat nieprzerwanie rządzi ta sama ekipa, a więc od dziewięciu lat macie tylko jednego zwycięzcę i kilkunastu czy kilkudziesięciu przegranych. Nie jest to głupie?
Być może jest. Ale zadowalanie się ćwierćfinałem, gdy mówiło się o finale też nie ma w sobie logiki.
- Ale ja już mówiłem o tym. Oczekiwania odnośni do finału były dobre przed sezonem i może jeszcze trochę na początku. Później spotkały nas różnego rodzaju problemy, które zweryfikowały nasze umiejętności na tle rywali. Cóż mogę teraz powiedzieć - staraliśmy się, jak mogliśmy; czasami grało nam się lepiej, czasami rywal był silniejszy... Wiem, że to banalne, ale tak było.
Czy będziesz kojarzył coś pozytywnego z tego roku spędzonego we Włocławku?
- Kilka rzeczy było bardzo pozytywnych. Przede wszystkim okazało się, że czasami asystenci trenerów mogą być skuteczniejszymi szkoleniowcami, niż ci pierwsi. Mówię oczywiście o Krzysztofie Szablowskim, który ma przed sobą wielką przyszłości. Dodatkowo, ja zgarnąłem oficjalną nagrodę ligi dla najlepszego obrońcy sezonu. Myślę też, że ten sezon pokazał, że macie we Włocławku kilku polskich koszykarzy, na których powinniście stawiać w przyszłych sezonach i to o nich oprzeć swój zespół, dobierając odpowiednie elementy.
Kogo konkretnie masz na myśli?
- A to już jest moja tajemnica. Każdy, kto patrzy na koszykówkę nie tylko przez pryzmat statystyk, ten wie o kogo mi chodzi.
A wracając do ciebie - czy nagroda dla najlepszego obrońcy będzie tym, co będziesz wspominał najczęściej?
- Na pewno też, ale przede wszystkim będę wspomniał po prostu fajny czas, który spędziłem z fajnymi ludźmi. Dodatkowo, zawsze będę bardzo dobrze myślał o trenerze Szablowskim, który zaufał mi jako koszykarzowi i poniekąd trochę zmusił do pracy nad sobą. Przyznam się szczerze, że były takie momenty, kiedy miałem dość. Byłem przemęczony fizycznie i psychicznie, nie chciało mi się trenować, ale trener zawsze potrafił rozmawiać ze mną w taki sposób, że znajdowałem nową motywację.
Zmieniłeś się jako zawodnik przez ten sezon? Jakie elementy poprawiłeś?
- Na pewno grę z piłką i rzut. Na początku sezonu nie pokazywałem się może korzystnie z tej strony, ale po zmianie trenera czułem wsparcie ze strony całego sztabu, co przełożyło się na moją grę w ataku. Byłem bardziej pewny siebie i częściej starałem się brać odpowiedzialność za zdobywanie punktów w swoje ręce.
Szczerz mówiąc - trochę to dziwne, że pewność w grze odzyskałeś dopiero, gdy trenerem został Szablowski. Przecież nikt nie znał trenera Emira Mutapcicia lepiej od ciebie, tak samo jak trener Mutapcić ze wszystkich zawodników właśnie ciebie znał najlepiej. To musiało się przełożyć na zaufanie.
- Tak powinno być, ale niestety nic takiego nie miało miejsca. Nie sądzę by Muki (taki przydomek nosi trener Mutapcić - przyp. M.F.) ufał mi w stu procentach. Myślę, że czuł na swoich barkach bardzo dużą odpowiedzialność spowodowaną ciągłym wywieraniem presji przez zarząd klubu, sponsora i kibiców. Sądzę, że czuł się w tym wszystkim trochę zagubiony i nie zawsze podejmował takie decyzje, jakie podjąłby w sytuacji bezstresowej. Czasami było mu łatwiej oddelegować mnie do pobocznych zadań, a te kluczowe powierzyć komuś innemu, co oczywiście odbiło się na mojej kondycji psychicznej. Ale żebyśmy się dobrze zrozumieli - moje podejście do trenera w niczym się nie zmieniło. Nadal uważam go za świetnego fachowca i szanuję go jako człowieka. Ale jego warsztat pracy znacząco różnił się od tego, co pamiętałem z Niemiec. I to na pewno było efektem presji.
I znowu wracamy do tematu oczekiwań czy presji ze strony klubu. Wy również czuliście ją na sobie? Może można było podjąć dialog z klubem w tym temacie?
- Ja nie jestem od gadania, tylko od grania. Mam ciężko trenować i grać tak dobrze, jak tylko umiem w każdym meczu. I tak było. Miałem kilka momentów zawahania, ale generalnie uważam, że dałem z siebie wszystko. Wiesz, ja ogólnie rzecz biorąc jestem w stanie zrozumieć, że klub czy sponsor miał te oczekiwania na poziomie finału. Ale z drugiej strony one były tak nierealne...
Myślisz, że taki sezon jaki miałeś w Anwilu - średnio 10 punktów, trzy zbiórki i dwie asysty - pomoże ci w znalezieniu nowego pracodawcy?
- Jestem tego pewien. Jeśli statystycznie wypadasz na takim poziomie, jak właśnie wspomniałeś, to zawsze jest to bardzo dobre podłoże do negocjacji.
Masz zatem już jakieś konkretne oferty z klubów?
- Konkretnych ofert póki co brak, ale wiem, że jest zainteresowanie moją osobą.
Ze strony polskich klubów także?
- Tak.
Jesteś w stanie zdradzić coś więcej na obecnym etapie?
- Nie, na razie nie mogę nic mówić. Wiesz, podpisanie umowy to cały proces polegający trochę na dyplomacji. Agent robi rozeznanie, składa oferty, podbija cenę gdy interesuje się tobą ktoś bardziej renomowany, czasami nawet celowo nie mówi wszystkiego drugiej stronie i tak dalej. Więc nie ma sensu zdradzać niczego do momentu, w którym do uzgodnienia pozostaną detale.
To powiedz chociaż czy w grę wchodzą zespoły z polskiej czołówki.
- Nie, nie chcę nic mówić. Dopóki nie ma podpisanego kontraktu, ja nawet nie staram się myśleć o tym wszystkim. Już nieraz tak miałem, że cieszyłem się na myśl o grze w jakimś klubie, a nic z tego nie wychodziło i niepotrzebnie się wkurzałem. Ponadto, sporo klubów jeszcze dopina w tym momencie swoje budżety, także na razie na konkrety za wcześnie. Na pewno jeśli pojawi się jakaś ciekawa oferta z Polski, będę ją rozważał.
A co z Anwilem? Ktoś się z tobą kontaktował z klubu odkąd wróciłeś do Stanów Zjednoczonych?
- Sporadycznie na początku, ale nie w sprawie przedłużenia umowy. Z nikim nie rozmawiałem ani ja, ani mój agent, więc nie sądzę by jakikolwiek temat był na rzeczy.
Obecnie trenerem w Anwilu jest Dainius Adomaitis, który dość przychylnie wyrażał się o tobie w poprzednim sezonie...
- Tak, ale to o niczym nie świadczy. Na razie kontaktu między nami nie ma żadnego i, szczerze mówiąc, nie sądzę by cokolwiek miało się zmienić. Adomaitisowi, Szablowskiemu, jak i całemu Anwilowi życzę wszystkiego dobrego w przyszłym sezonie. Macie dwóch bardzo dobrych trenerów, którzy, jeśli będą współpracować razem, mogą doprowadzić zespół bardzo wysoko.
Oczekiwania były zbyt wygórowane - rozmowa z Johnem Allenem, były graczem Anwilu Włocławek
John Allen przez cały sezon powtarzał, że zespołu nie ma co rozliczać w trakcie sezonu, ale trzeba to zrobić po zakończeniu. - Oczekiwania były zbyt wygórowane - mówi dzisiaj były gracz Anwilu.
Źródło artykułu:
Mieli warunki,obóz,wszystko Czytaj całość