Podsumowanie sezonu FGE, CCC Polkowice: Pomarańczowe, a jednak srebrne

W sezonie 2011/2012 Pomarańczowe osiągnęły na ligowych parkietach maksimum, jakie było do zgarnięcia. Ekipa dowodzona przez Arkadiusz Rusina sięgnęła po wicemistrzostwo Polski.

Wywalczenie srebrnych medali w poprzednim sezonie było niemal spełnieniem marzeń. W nowym włodarze ekipy z Polkowic mieli cichą nadzieję, że uda się nawiązać wyrównaną walkę o tytuł najlepszej drużyny w kraju z broniącą tytułu Wisłą Can Pack Kraków. Transfery, jakich dokonano w Polkowicach dawały nadzieję, że tak właśnie może się stać. Sprowadzenie Evanthii Maltsi, czyli jednej z najlepszych rzucających w Europie, czy Ivy Perovanovic, doskonałej środkowej, musiało budzić nadzieje. Przed całą organizacją CCC Polkowice czekało jednak również inne wyzwanie, jakim niewątpliwie był historyczny start w Eurolidze.

Patrząc jednak na rodzime rozgrywki, cel był jasny. - Celem jest walka o medale i jest to cel jak najbardziej realny - przekonywał przed rozpoczęciem sezonu prezes Krzysztof Korsak. Wszyscy zdawali sobie jednak sprawę, że wszyscy marzą o medalu najcenniejszym, bowiem z brązowego raczej nikt nie byłby zadowolony...

Ligę polkowiczanki rozpoczęły bardzo dobrze, wygrywając dziewięć pierwszych meczów. Jedynym niepokojem podczas tego okresu było odejście trenera Krzysztofa Koziorowicza. Zastąpił go dotychczasowy asystent Arkadiusz Rusin, dla którego było to olbrzymie wyzwanie. Po sezonie zebrał jednak wiele pochlebnych opinii. - Jestem dumna z naszego trenera. Było to dla niego olbrzymie wyzwanie przejmując zespół w trakcie rozgrywek - skomentowała tę sytuację Sharnee Zoll, liderka zespołu.

W 10. kolejce CCC napotkało pierwszą przeszkodę nie do przejścia, którą okazała się toruńska Energa. Potem wygraną z Polkowic wywiózł Lotos Gdynia, a z ekipą Pomarańczowych pożegnała się litewska środkowa Gintare Petronyte. W drużynie coś wtedy drgnęło, a pokazała to wygrana konfrontacja z Wisłą Can Pack Kraków. Zwycięstwo to dawało nadzieję na pierwsze miejsce po rundzie zasadniczej, co mogło mieć duże znaczenie w walce z krakowską drużyną o końcowy triumf w rozgrywkach.

W przerwie świąteczno-noworocznej w drużynie wicemistrzyń Polski trwały intensywne prace nad wzmocnieniem drużyny. Głośnym transferem było pozyskanie Jantel Lavender. - Po rozwiązaniu kontraktu z Gintare Petronyte intensywnie szukaliśmy wysokiej zawodniczki, która będzie dobrze zbierać, a także kończyć akcje spod kosza - deklarował Korsak.

Prawdziwy hit transferowy dopiero jednak nadszedł, gdy okazało się, że do CCC dołączy Agnieszka Bibrzycka. Ten kontrakt w opinii wielu miał Pomarańczowym zagwarantować potężny impuls w drodze do detronizacji Wisły Can Pack Kraków.

Lavender od pierwszego meczu była silnym punktem swojego nowego teamu. Na debiut "Biby" trzeba było czekać do 8 lutego, kiedy to pokazała się w starciu z KK ROW Rybnik.

- Nie ukrywam, że miałam trochę tremy przed tym spotkaniem, bo rok bez grania w koszykówkę robi jednak swoje
- mówiła po swoim debiucie. Szybko jednak skomentowała dlaczego dołączyła do ekipy z Polkowic. - Przed naszym zespołem jest jeszcze sporo pracy, którą musimy zrealizować na treningach, bo nie ukrywamy, że gramy w tym sezonie o mistrzostwo Polski - dodała.

Z amerykańską środkową i Bibrzycką w składzie, zespół miał skutecznie rywalizować o fotel lidera po rundzie zasadniczej. Niestety dla nich, w tym momencie czkawką odbiła się wpadka w Bydgoszczy, gdzie CCC przegrało dwoma punktami z Artego. Na nic zdała się nawet wygrana po heroicznym boju w Gdyni z Lotosem. Wszystko na nic, gdyż team spod Wawelu był nieomylny. Zasadniczą część sezonu Pomarańczowe zakończyły porażką w Krakowie i ostatecznie przystąpiły do fazy play off z drugiej lokaty.

W pierwszej rundzie na ekipę Rusina czekała mocno przetrzebiona ekipa KSSSE AZS PWSZ Gorzów Wielkopolski. Serię tą Pomarańczowe zakończyły co prawda w dwóch meczach, ale już pojedynek w Gorzowie, zakończony dogrywką, pokazał, że faza play off rządzi się swoimi prawami i nikt nikomu nic za darmo bez walki nie da.

Prawdziwy maraton na polkowiczanki czekał jednak w półfinale, gdzie arcytrudne warunki postawił Lotos Gdynia. Po dwóch pewnych wygranych we własnej hali, wicemistrzynie kraju jechały do Trójmiasta po awans. Tam napotkały jednak zdecydowany opór i rywalizacja na decydujące starcie powróciła do Polkowic. Gdynianki do samego końca biły się o finał, ale końcówka piątej batalii okazała się szczęśliwa dla CCC i to zespół z Polkowic drugi raz z rzędu awansował do finałów.

- Bilans spotkań z Wisłą z sezonu zasadniczego mamy remisowy, a starcie w finale będzie dobrą okazją do rewanżu za poprzedni sezon
- mówił przed finałową serią prezes Korsak. Optymizmu nie brakowało również trenerowi zespołu. - Mam nadzieję na dobre mecze w Krakowie, a następnie u siebie, gdzie będzie już nas wspierała nasza publiczność - dodawał Rusin.

Z wielkiego optymizmu nic jednak nie wyszło. Dwa pierwsze spotkania pod Wawelem należały zdecydowanie do broniących tytułu krakowianek. Pomarańczowym pozostało wspiąć się na wyżyny we własnej hali, żeby przedłużyć nadzieje na złote medale. Wygrana w mecz numer trzy była na wyciągnięcie ręki, jednak trójka Anke De Mondt i nieporadna Valerija Musina w ostatnich akcjach meczu dały trzecie zwycięstwo Wiśle.

W meczu numer 4 wystąpić nie mogła Agnieszka Bibrzycka (kontuzja stawu skokowego) i wszystko wskazywało na to, że CCC może pozostać w finałowej rywalizacji bez zwycięstwa i... tak się właśnie stało. Pomarańczowe nie zdołały wyszarpać nawet meczu i drugi rok z rzędu polkowiczanki obserwowały na własnym parkiecie szaloną radość krakowianek.

- Pomimo tego, że nas zespół przegrał te finały, to jestem dumna z siebie, koleżanek i naszego trenera. Mecze we własnej hali były dramatyczne i tylko żal, że nie udało się niczego wygrać
- przyznała po ostatnim meczu sezonu Sharnee Zoll.

Srebrny medal należy nazwać sukcesem, bowiem niewiele brakowało, aby drużyny z Polkowic w ogóle nie było w finale. W nim Wisła Can Pack z całą pewnością udowodniła, że jest najlepszą drużyną w kraju. Pomarańczowym nie można było odmówić walki i zaangażowania, ale niektórych kwestii po prostu przeskoczyć się nie dało.

Liczby CCC Polkowice w sezonie 2011/2012:

Liczba meczów: 37
Liczba zwycięstw: 27
Liczba porażek: 10
Liczba zdobytych punktów: 2796
Liczba straconych punktów: 2770
Skuteczność z linii rzutów wolnych: 76%
Skuteczność rzutów z gry: 47%
Skuteczność rzutów za 3 punkty: 35%

Najskuteczniejsze (min. 50% meczów drużyny):

punkty: 14,2 - Jantel Lavender
zbiórki: 8,3 - Jantel Lavender
asysty: 6,2 - Sharnee Zoll
przechwyty: 1,6 - Sharnee Zoll
bloki: 2,1 - Agnieszka Majewska
straty: 2,3 - Valerija Musina
EVAL: 16,9 - Jantel Lavender

Najważniejsza postać:
Sharnee Zoll (8,8 pkt., 6,2 as., 2,7 zb., 1,6 przech.)

Chyba żadna inna drużyna nie była tak bardzo uzależniona od gry jednej koszykarki. Sharnee Zoll była zdecydowaną liderką CCC, od gry której zależało niemal wszystko w kluczowych meczach. Tak było nie tylko w meczach Ford Germaz Ekstraklasy, ale i spotkaniach euroligowych. Amerykańska rozgrywająca niesamowicie nakręcała tempo gry polkowickiego zespołu i rozdawała kapitalne asysty. Gdy nie szło koleżankom była również w stanie przemienić się w egzekutora i zdobywać pokaźną liczbę punktów. Bez dwóch zdań Zoll była sercem i mózgiem zespołu.

Transfery:

W Polkowicach mogą być umiarkowanie zadowoleni z ruchów transferowych, jakich udało się dokonać. Tak naprawdę poważnie niezadowoleni w CCC mogą być jedynie z litewskiej środkowej Gintare Petronyte, która zdołała rozegrać w polkowickiej drużynie jedynie 10 meczów. Z bardzo dobrej strony pokazały się Jantel Lavender czy Iva Perovanovic, które oczywiście miewały wahania formy, ale w przeciągu całego sezonu grały najrówniej. Największe wahania miewała Evanthia Maltsi. Grecka snajperka miewała mecze kapitalne, ale było również tak, że zupełnie nie przypominała tej Maltsi, jaką wszyscy znają. Kluczem w drodze do mistrzostwa Polski miało być ściągnięcie Agnieszki Bibrzyckiej, ale polska gwiazda po urlopie macierzyńskim nie była w stanie wspiąć się na swój optymalny poziom.

Przyszłość...

W Polkowicach muszą dokonać czegoś spektakularnego, żeby móc wspiąć się na poziom Wisły Can Pack Kraków. Bez dwóch zdań to jedyny zespół, który pod każdym względem jest wyżej od Pomarańczowych. To właśnie również ten zespół, z którym w nowych rozgrywkach CCC będzie rywalizowało na krajowym podwórku o miano najlepszej. Pomóc w drodze po pierwszy historyczny tytuł ma Jacek Winnicki, który po dwuletniej nieobecności wraca do żeńskiej koszykówki. Bez dwóch zdań to właśnie złote medale mistrzostw Polski będą największym wyzwaniem dla Pomarańczowych w sezonie 2012/2013.

Źródło artykułu: