Nie było żadnych szans na przedłużenie umowy z Corsley'em Edwardsem, wszak zarówno sam Amerykanin, jak i włodarze Anwilu Włocławek nie brali takiej ewentualności pod uwagę. Po zakończonym sezonie obie strony życzyły sobie powodzenia, doskonale zdając sobie sprawę, że ich drogi drugi raz się raczej nie zejdą.
Doświadczony środkowy bardzo dobrze radził sobie na parkietach Tauron Basket Ligi. Wystąpił w 35 meczach w ekstraklasie, notując przeciętnie 14,7 punktu i 5,8 zbiórki. Jego statystyki byłyby zdecydowanie lepsze, gdyby nie końcówka sezonu - po tym, jak trenerem został Krzysztof Szablowski, gra środkowego została przesunięta bardziej w kierunku defensywnym. Ostatecznie jednak nie przyniosło to spodziewanych efektów, gdyż włocławianie zakończyli rozgrywki na etapie ćwierćfinału. A sam Edwards coraz częściej siedział na ławce rezerwowych.
Tym samym po zakończonym sezonie agent koszykarza zaczął rozglądać się za ofertami dla swojego klienta i siłą rzeczy swoją uwagę skierował w miejsca, gdzie Amerykaninowi wiodło się najlepiej, czyli chociażby w rejon Bałkanów. Edwards grał bowiem w zespole Cedevity Zagrzeb zanim trafił do Włocławka i w rozgrywkach ligowych notował wówczas przeciętnie kapitalne średnie 17,5 punktu i 5,4 zbiórki. To przecież m.in. właśnie dzięki takim statystykom trafił do Anwilu.
Największe zainteresowanie zawodnikiem wykazał bośniacki ekstraklasowiec Igokea Aleksandrovac, aktualny wicemistrz kraju, ale zarazem klub, który w poprzednim sezonie nie grał nawet w rozgrywkach Ligi Adriatyckiej. Obie strony związały się rocznym kontraktem.
W swojej karierze Edwards występował również w Portoryko, Egipcie, Chinach, Zjednoczonych Emiratach Arabskich, Hiszpanii oraz w niższych ligach USA.
Warto dodać, że 33-latek to pierwszy zawodnik z poprzedniego składu Anwilu, który znalazł nowego pracodawcę. Nadal bez klubu pozostają inni Amerykanie: John Allen, Lorinza Harrington, Lawrence Kinnard oraz Nick Lewis.