Dariusz Raczyński: Liczy się finisz

Choć biało-czerwone powoli szykują się już do pojedynku z Serbią, to jednak emocje po ich ostatnim zwycięstwie nad potentatem grupy, Czarnogórą wciąż nie opadły.

Trudno się zresztą temu dziwić. Osiągnięcie sukcesu w tamtym starciu wymagało przecież dużego poświęcenia, które notabene wkrótce może zostać nagrodzone. - Myślę, że najlepiej widać było po dziewczynach, jak wielką pracę wykonaliśmy - mówi asystent selekcjonera, Dariusz Raczyński i po chwili dodaje. - Analizując poszczególne fragmenty widać, że pierwotnie wszystko układało się po naszej myśli. Dopiero od połowy drugiej kwarty można było dostrzec regres, którego kulminacja przyszła po zmianie stron.

Wówczas zwycięstwo w szybkim tempie oddalało się od Polek i ciężko było o pozytywne myślenie. - Czarnogóra ewidentnie narzuciła swoje warunki. Na szczęście końcówka, która zwykle w wykonaniu bałkańskiego zespołu jest słaba potoczyła się wedle życzeń i postawiliśmy kropkę nad i. Według mnie liczy się finisz i trzeba chylić głowy przed ambicją zawodniczek, bo każda z nich wychodząc na boisko wkładała serce do gry. Podziękować należy też publiczności, bo wspaniale dopingowała koszykarki również w trudnych momentach - ocenia członek sztabu szkoleniowego.

Zanim jednak nastała radość w inowrocławskiej hali zaistniały niecodzienne okoliczności. W wyniku gwałtownej burzy uszkodzona została część miejskiej sieci elektrycznej i na blisko dziesięć minut zgasło światło! Warto dodać, że wtedy akuratnie gospodynie były o krok od odrobienia strat z trzeciej kwarty. - Kuriozalna sytuacja. Akurat dochodziliśmy rywalki, mieliśmy je prawie na łopatkach, a tu nagle ciemność. Normalnie sala była przeciwko nam (śmiech). Ale i tak wygraliśmy - z satysfakcją dodaje Raczyński.

Biorąc pod uwagę, że Montenegro to jeden z lepszych europejskich teamów, biało-czerwone powinny zyskać pewność siebie przed arcyważnym spotkaniem w Serbii. W końcu każdy triumf nad teoretycznie mocniejszym rywalem pozwala bardziej uwierzyć we własne możliwości. - Dokładnie tak. Nie występujemy w tym teoretycznie optymalnym składzie, a mimo to krok po korku dążymy do realizacji własnych celów. Oby skutecznie - z nadzieją w głosie kończy 52-letni coach.

Źródło artykułu: