Moim marzeniem jest walka o pierwszą czwórkę ligi - rozmowa z Czesławem Dasiem, trenerem AZS Radex Szczecin

Sezon 2012/2013 zbliża się, co raz większymi krokami. Z tego powodu udaliśmy się na rozmowę ze szkoleniowcem szczecińskich akademików - Czesławem Dasiem, aby poznać jego wizję AZS-u Radex Szczecin.

Wiktor Wolski
Wiktor Wolski

Przemysław Sierakowski: Jak wyglądały negocjacje z klubem? Czy decyzję o przejęciu sterów nad drużyną podjął pan od razu, czy może trochę się nad nią zastanawiał?

Czesław Daś: - W ogóle się nie zastanawiałem. Moim marzeniem było wrócić do Szczecina. W momencie kiedy zarząd AZS-u Radex Szczecin zaproponował mi pracę z zespołem, od razu podjąłem decyzję. Nie były dla mnie kompletnie istotne warunki finansowe oraz inne aspekty. Największe moje sukcesy były związane tutaj ze Szczecinem i moje serce bije dla tego miasta.

Obserwował trener poczynania drużyny akademików w minionym sezonie?

- Wiele spotkań widziałem na żywo, ale nie wszystkie. Dlatego, że pracowałem z młodzieżą i nie raz to kolidowało. Natomiast, gdy tylko mogłem byłem na każdym meczu. Poza tym w komputerze mam wszystkie konfrontacje AZS-u z minionego sezonu. Widziałem je kilkakrotnie, a w chwili obecnej poddaje je wnikliwej analizie. Mniej więcej wiem na czym stoimy, czego zespołowi brakowało i w jakim kierunku iść, żeby to poprawić.

Jak ocenia pan tę minioną rundę gier? Nie ma co ukrywać, że to nie był w pełni udany sezon.

- Przede wszystkim skład, który grał był bardzo wartościowy. Nie ma co winić trenera, bo miał olbrzymiego pecha, gdyż trzech czołowych graczy było kontuzjowanych: Maciej Sudowski grał na jednej nodze. Maciej Majcherek oraz Jerzy Koszuta, byli wykluczeni na długie miesiące z gry. Mimo wszystko, według mnie, sezon zdecydowanie poniżej możliwości tego zespołu. Dlatego jednym z założeń było utrzymanie trzonu zespołu. Uważam, że on jest niezwykle wartościowy.

Zatem teraz płynnie przejdźmy do kadry drużyny AZS-u. Jak ocenia pan kapitał ludzki, który udało się skompletować na ten moment?

- Mamy podpisane jedenastu pewnych zawodników. Warto jednak wspomnieć, że część graczy będzie na takim "stand-by". Tzn., oni przyjadą na obóz i będą ćwiczyli, ale wszystko zależy od tego jak się zaprezentują. Moim marzeniem jest to, aby nasza kadra liczyła piętnastu zawodników. Trzech na każdej pozycji. Największy problem mamy z pozycjami 4 i 5, bo tych graczy nam na razie brakuje, ale wciąż trwają rozmowy i mam nadzieję, że ta lista jeszcze nie jest do końca zamknięta.

Teraz myślę najważniejsze pytanie dla kibiców. Jakie cele stawia pan sobie i drużynie na ten nadchodzący sezon?

- Cel jaki postawił mi zarząd klubu to jest bezwzględne wejście do fazy play-off. Natomiast moim marzeniem i uważam, że jest to realne marzenie, jest walka o pierwszą czwórkę ligi. Jesteśmy dobrzy, w zasadzie na każdej pozycji. Uważam, że realnie możemy pobić się o tę najlepszą czwórkę, z tym składem, którym dysponujemy na ten moment.

Pierwszoligowy AZS Radex Szczecin miał w zasadzie tylko dwóch szkoleniowców - Zbigniewa Majcherka oraz Wojciecha Zeidlera. Teraz pańska kolej. Zatem, jak będzie wyglądać drużyna akademików, gdy za jej sterami zasiadać będzie trener Czesław Daś?

- Myślę, że najważniejszą rzeczą jaką starać się będę zrobić, oprócz tych rzeczy przypisanych do koszykówki, będzie stworzenie dobrego zespołu, dobrej rodziny. Wszystkie zespoły, które prowadziłem, starałem się doprowadzić do sytuacji takiej, że wszyscy zawodnicy, działacze, trenerzy mieli spójność celu. Mieli świadomość, że do tego celu dochodzi się ciężką pracą i wiem, że jest to możliwe. To będzie takie główne działanie. Będę starał się motywować zawodników, by szanowali swój własny pot, swój własny wysiłek. Kiedy osiągniemy ten model wzajemnego szacunku, wtedy przyjdą sukcesy.

Pierwszego sierpnia rozpoczyna się okres przygotowawczy, jak on będzie wyglądać?

- Każdy z graczy dostał swojego "playbooka". Tutaj jest napisane wszystko to, co będziemy robili. Kiedy gramy turnieje, które mamy zakontraktowane. Co będziemy się starali grać w ataku i obronie. Jesteśmy przygotowani na każdy dzień. Wiem, że będzie ciężko zawodnikom, to jest trudny program przygotowań, ale wierzę w jego skuteczność. Wielokrotnie się sprawdzał w mojej pracy. On jest trochę zmodyfikowany, bo wielu z moich graczy to gracze doświadczeni. Ponadto nie chciałbym wchodzić do rozgrywek ligowych lekko przytłamszony, mam nadzieję, że z tą formą trafimy na początek sezonu.

Czy układał pan już w głowie, swoją wymarzoną pierwszą piątkę AZS-u Radex Szczecin?

- W tej chwili w koszykówce ciężko jest mówić o piątce, bo trzeba mieć większą ilość graczy wartościowych. Piątka bierze się z pracy. Nie preferuję żadnego z graczy, czy to doświadczonego, czy młodego. Wyznacznikiem tego, czy dany zawodnik zasługuję na wyjście w pierwszej piątce jest jego aktualna dyspozycja. To zdecydowanie za wcześnie żeby powiedzieć: ten, ten, ten i ten zagra od początku. Każdy ma białą kartę, każdy zaczyna od zera. Ja jestem nowym trenerem i będę obserwował.

Niektórzy trenerzy znani są z tego, że mają swoje przesądy i narzucają je zawodnikom. Czy trener Czesław Daś również?

- Tak, na przykład nie zaczynamy nigdy przygotowań w poniedziałek. Nigdy tego nie robię, niby to nic nie znaczy, ale jednak lepiej nie zaczynać (śmiech).

W Polsce ostatnio, przez selekcjonera Franciszka Smudę wybuchła dyskusja na temat trenerów w garniturach oraz w dresie. Do której grupy pan należy?

- Ja jestem trenerem takim, jakim mnie nauczyli, abym był. Reprezentuję klub, zawodników. Uważam, że mecz koszykówki jest świętem. Nie wypada iść w dresie, trzeba uszanować kibiców, klub dla którego się pracuje, a przede wszystkim graczy. Ja na pewno będę w garniturze.

Jak będzie wyglądać sytuacja z młodymi zawodnikami? W poprzednich sezonach nie mogli oni liczyć na zbyt wiele minut spędzonych na parkiecie. Jak będzie teraz?

- Ze Zbyszkiem Wochną jestem umówiony w ten sposób, że zaczyna z nami przygotowania i ma pokazać mi przez ten czas, że jest graczem na tyle wartościowym, aby podpisać z nim kontrakt. Uważam, iż jest to bardzo dobre rozwiązanie. Dlatego, że ja wierzę w pracę. Nie przekreślam nikogo, nikomu nie wolno zamknąć tej drogi do grania. To wszystko zależy od zawodników. To nie jest kwestia wieku. Kiedyś miałem zespół złożony z samych 17-18 latków tu w Szczecinie w byłej II lidze, teraz pierwszej. Na początku było ciężko, przegraliśmy pięć pierwszych spotkań. Jednak tę samą rundę wygraliśmy 6-5 i zajęliśmy czwarte miejsce z samymi juniorami w składzie. Nigdy nie klasyfikowałem graczy. Chociaż doświadczenie jest niezwykle istotne. To wszystko jest w graczu, on musi sam dostrzec własną szansę.

Co powie pan szczecińskim kibicom przed nadchodzącym sezonem? Jak zachęci ich pan, aby przychodzili na mecze?

- Myślę, że kibiców nie trzeba zachęcać. Kibic zawsze przyjdzie na dobre widowisko. Szczególnie jeśli zespół gra i wygrywa. Będę starał się robić wszystko, żeby nasza drużyna wygrywała i była groźna. Nie tylko u siebie, ale i na wyjeździe. W momencie kiedy osiągniemy taką sytuację i będziemy liczyć się w lidze, wtedy kibice na pewno nas odwiedzą. Będziemy bardzo szczęśliwi, jeśli swoją grą będziemy potrafili zachęcić kibiców do przychodzenia na nasze mecze.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×