28 czerwca Marcin Stefański postanowił, że przeniesie się do Śląska Wrocław. Trafił tam m.in. Robert Skibniewski oraz Zbigniew Białek. Ekipa z Dolnego Śląska na papierze wyglądała naprawdę przyzwoicie. Tymczasem...
Wrocławianie podobnie, jak sopocianie nie otrzymali licencji na grę w ekstraklasie. Drużyna z Trójmiasta, po złożeniu odpowiednich dokumentów, dostała zezwolenie na grę w Tauron Basket Lidze. Takiego szczęścia nie mieli zawodnicy i trenerzy Śląska Wrocław. Marcin Stefański został, więc na lodzie, bez pracy.
Jak wspomina sam zawodnik był to dla niego trudny okres. - Nie był to zbyt miły okres dla mnie. Myślę, że każdego byłoby to trudne, szczególnie, że praktycznie wszystkie drużyny są zbudowane. Jakby to było w maju to jest zupełnie inna sytuacja. Jednakże to była już połowa sierpnia.
Jednak szybko okazało się, że w Treflu jest wakat na pozycji numer cztery. Jako, że prezes Kazimierz Wierzbicki zawsze chętnie widzi w swoich drużynach Polaków to skontaktował się ze Stefańskim. Polski skrzydłowy momentalnie podjął decyzję i znalazł się w Sopocie.
- Cieszę się, że z prezesem Kazimierzem Wierzbickim udało się dogadać. Prezes się do mnie odezwał i wyciągnął do mnie pomocną dłoń, dziękuję mu za to - dodaje Stefański.
29-letni skrzydłowy przekonał do siebie także trenera Żana Tabaka i w poniedziałek podpisał nową umowę z Treflem Sopot.
- Właśnie podpisałem umowę z Treflem Sopot. Jestem bardzo szczęśliwy, że znów zagram w Sopocie. Podpisałem dwuletnią umowę - mówi Marcin Stefański.
Stefan i Dąber z tego słynął, Jarmakowicz przynajmniej uchodzi od kilku meczów za plastra dla podkoszowych, a Waca i Zamoj to ró Czytaj całość