Jerel Blassingame: Piękno koszykówki

Anwil Włocławek przegrał u siebie z Asseco Prokomem Gdynia na zakończenie turnieju Kasztelan Basketball Cup 2012. Jedną z kluczowych postaci w gdyńskim zespole był Amerykanin Jerel Blassingame.

Przed niedzielnym meczem większość środowiska koszykarskiego typowało na zwycięzców gospodarzy turnieju, drużynę Anwil Włocławek. Wszystko dlatego, że zespół Asseco Prokomu Gdynia przyjechał na Kujawy bez dwóch podstawowych wysokich - Juliana Khazzouh i Adama Hrycaniuka. Ponadto, mistrz Polski uległ w dwóch wcześniejszych spotkaniach ekipom VEF Ryga i Tartu Ulikool Rock.

Ostatecznie niedzielne zawody zakończyły się zwycięstwem gdynian 71:55. - Bardzo chcieliśmy wygrać ten mecz, ale wiedzieliśmy, że bez pełnego składu i podstawowych wysokich graczy będzie nam bardzo ciężko coś osiągnąć. Tymczasem pokonaliśmy Anwil na ich terenie przed sezonem i właściwie już teraz zaznaczyliśmy wyższość nad nimi - komentuje Jerel Blassingame, rozgrywający Asseco.

Jak zatem doszło do tego, że mistrz Polski uległ drużynom z Łotwy i Estonii, a był w stanie łatwo pokonać włocławian? Przede wszystkim, w meczu z Anwilem gdynianie zdecydowanie lepiej zagrali na tablicach, wygrywając ten element 36:29 (do przerwy było już 17:11 i 10:1 w zbiórkach ofensywnych). - W pierwszym dwóch grach totalnie nie umieliśmy odnaleźć się bez wysokich, gdy nasi skrzydłowi musieli pełnić rolę centrów - tłumaczy Blassingame, dodając - A VEF i Tartu? Oni nie byli jakimiś świetnymi zespołami - w zeszłym roku grałem przeciwko znacznie lepszym. Mimo to nas pokonali dlatego, że my jesteśmy dopiero na bardzo wczesnym stadium przygotowań.

Rzeczywiście, podopieczni Kestutisa Kemzury rozpoczęli przygotowania do nadchodzących rozgrywek jako ostatnia drużyna Tauron Basket Ligi i trenują ze sobą dopiero od kilkunastu dni. Jak pokazał turniej we Włocławku - nadal w niepełnym składzie (poza wspomnianą dwójką do Polski nie przyleciał jeszcze swingman Frank Robinson). - Wyniki nie mają dla nas żadnego znaczenia. Liczy się to, by robić krok naprzód z każdym treningiem i meczem - wyjaśnia amerykański rozgrywający.

Oczy kibiców w Hali Mistrzów były zwrócone na zespół Asseco Prokomu pod kątem ewentualnej współpracy między Blassingame’m, dotąd niekwestionowanym liderem zespołu na pozycji numer jeden, a Łukaszem Koszarkiem, nowym playmakerem o ugruntowanej renomie w polskiej lidze. Mecz z Anwilem pokazał, że skuteczna współpraca obu zawodników może poprowadzić gdynian ponownie do wielkiego finału.

- To jest piękno koszykówki na najwyższym poziomie. Będąc w zespole euroligowym musisz mieć tę świadomość, że potrzebujesz dwóch równorzędnych koszykarzy na tej samej pozycji. Po za tym, Łukasz w poprzednim sezonie udowodnił, że jest świetnym graczem i cieszę się, że go mam w zespole. Chodzi tylko o to, żebyśmy umieli się dogadać, tak żeby zespół na tym korzystał - wyjaśnia Amerykanin.

Przed turniejem we Włocławku wiele mówiło się, że jeśli trener Kemzura nie znajdzie dla nich odpowiednio dużo minut na parkiecie, w zespole może dojść do niesnasek. - Widziałeś kiedykolwiek by rozgrywający grał w Eurolidze 35 minut? Ja nigdy. Chodzi o to, żebyśmy podzielili się minutami na pozycji rozgrywającego mniej więcej po połowie, wiadomo, że dużo zależy też od dyspozycji dnia, a przy okazji pograli trochę ze sobą w takim zestawieniu, że Koszarek przechodzi na dwójkę. W meczu z Anwilem to funkcjonowało i to jest piękno koszykówki - kontruje zawodnik.

W meczu z Anwilem Koszarek miał 18 punktów i cztery asysty, natomiast Blassingame zdobył osiem oczek i rozdał siedem asyst, czyli tyle, ile cały zespół Anwilu. Warto dodać, że Amerykanin mierzył się przeciwko dwóm swoim kolegom z poprzedniego sezonu: Przemysławowi Frasunkiewiczowi i Łukaszowi Sewerynowi, a także przeciwko swojemu byłemu trenerowi w Enerdze Czarnych Słupsk, Dainiusowi Adomaitisowi.

- To zawsze jest fajne doświadczenie grać przeciwko zawodnikom czy trenerom, których znasz z poprzednich lat czy innych klubów. Mecze są również po to, żeby się dobrze bawić, ok, zawsze gramy o zwycięstwo, ale musimy czerpać też z tego przyjemność. Musisz się bawić koszykówką, a nie tylko w nią grać - kończy Amerykanin, który swoją grą z pewnością da wiele radości fanom z Gdyni w tym sezonie.

Źródło artykułu: