We Wrocławiu nadzieje i oczekiwania, wzniecone przez wzmocnienia dokonane przez Śląsk były ogromne. Większość ekspertów, kibiców oraz całego koszykarskiego światka typowała właśnie gospodarzy do zwycięstwa w sobotniej inauguracji I Ligi. Gracze Spójni Stargard Szczeciński mieli jednak inne zdanie.
Goście rozpoczęli ten mecz w ataku z wielką werwą i znakomitą skutecznością. Wpadały im rzuty z dalszej odległości, punktami kończyły się wejścia podkoszowe. Nie do zatrzymania był Wiktor Grudziński, który dzięki solidnym manewrom robił co chciał w pomalowanym i podopieczni Tadeusza Aleksandrowicza spokojnie wygrali pierwszą odsłonę 25:20.
Wrocławskiej publiczności przypomniał się szybko Tomasz Stępień, znany z występów w Śląsku Wrocław przed kilkoma laty. Dynamiczny zawodnik dobrze kreował grę zespołu w ataku, samemu również włączając się w zdobywanie punktów, między innymi dwoma rzutami za trzy (a w przekroju całego meczu zanotował aż 8 zbiórek!). Po szybkiej kontrze, zainicjowanej właśnie jego podaniem przez całe boisko i łatwym punktom Huberta Pabiana sytuacja wymknęła się gospodarzom spod kontroli, bo przegrywali już 35:47.
Wtedy jednak coś w drużynie Spójni się zacięło. Wrocławianie zacieśnili szyki w obronie, w grę stargardzian wdarła się też niefrasobliwość, której oznaką było kilka strat - między innymi tak nietypowe jak błąd 5 sekund czy nadepnięcie na linię końcową, jak również przewinienie techniczne, które otrzymał zespół.
W efekcie do przerwy nie zdobyli już żadnego punktu, a po wyjściu z szatni nie było lepiej. Jeszcze gorzej zrobiło się, kiedy czwarte przewinienie popełnił Wiktor Grudziński. Co ciekawe, kilka sekund później ten sam los spotkał Radosława Hyżego, jednak to Śląsk skorzystał z pobycie na ławce jednego z liderów przyjezdnych. Po dwóch udanych akcjach Norberta Kulona było już tylko 57:56 dla Spójni, a po chwili wrocławianie wyszli na pierwsze prowadzenie w tym meczu.
Od tamtego momentu zapanowała na boisku istna wojna nerwów, a presja porażki wyraźnie przeszkadzała Śląskowi. Miejscowa publiczność była w szoku, kiedy goście zanotowali trzy skuteczne akcje w ataku z rzędu i zrobiło się 75:69 dla Spójni na dwie minuty przed końcem. Podopieczni Tomasza Jankowskiego podjęli jeszcze walkę, jednak to nie wystarczyło na niesamowicie dysponowanych tego wieczoru stargardzian.
Porażka wrocławskiego zespołu już na inaugurację sezonu jest niemałą sensacją. Jej przyczyn upatrywać należy głównie w fatalnej skuteczności rzutów trzypunktowych ledwie 3/21...). Goście dysponujący w tym pojedynku węższym składem punktowali bowiem z nadzwyczajną łatwością, biorąc pod uwagę fakt, że w rozegranym niedawno meczu sparingowym przegrali ze Śląskiem ponad 30 "oczkami"...
Wrocławscy koszykarze będą musieli więc odrabiać straty do reszty stawki już od samego początku. Pamiętać należy, że w ich szeregach z powodu kontuzji wciąż nie może pokazać się Marcin Flieger.
- Jak widać, postawiliśmy Śląskowi twarde warunki. Wiedzieliśmy, że jest to pretendent do awansu, że to na nich jest dzisiaj dużo większe ciśnienie, niż na nas, więc podeszliśmy do tego meczu z wiarą, że uda nam się sprawić tutaj niespodziankę. Najważniejsza była koncentracja do samego końca - kiedy rywal nas dochodził nie było żadnych podłamek, dzięki temu nas nie przełamali. Moim zdaniem jest to miła niespodzianka, mam nadzieję, że będzie ich więcej. W samym Wrocławiu grałem przez 3 lata u trenera Turkiewicza, dlatego życzę Śląskowi, żeby nadał grał o swoje cele z powodzeniem - mówił Karol Szpyrka tuż po końcowej syrenie.
Śląsk Wrocław - Spójnia Stargard Szczeciński 75:80 (20:27, 24:20, 12:14, 19:19)
Śląsk: Ochońko 12, Mroczek-Truskowski 12, Sulima 10, Hajnsz 8 (7 zb.), Kulon 8, Hyży 8, Kikowski 7, Diduszko 6 (10 zb.), Prostak 4, Bochenkiewicz 0
Spójnia:
Stępień 15 (8 zb.), Parzych 14, Soczewski 11, Pabian 10, Szpyrka 9, Grudziński 8, Szczepaniak 7, Ratajczak 6, Michalski 0
1.w II lidze byli swoi ludzie, grali wygrywali i się bawili (tego Jankes nie lubi), wywalili Płatka, Łopatkę, Grygiela (3 wychowanków Śląska) i dwóch charakterniaków z Wa Czytaj całość