VTB: Chimki lepsze od Turowa

PGE Turów Zgorzelec we Wrocławiu przegrał z Chimkami Moskwa 79:86 w ramach ligi VTB. Zgorzelczanie zaprezentowali się jednak z dobrej strony.

Bartłomiej Berbeć
Bartłomiej Berbeć

Podejmowane przez zgorzelczan na wrocławskim parkiecie Chimki Moskwa to zespół zbudowany z myślą o Eurolidze, z potężnym budżetem, posiadający w składzie kilku graczy z przeszłością w NBA.

Chociaż takie myśli mogły kołatać się w głowach gospodarzom niedzielnego starcia, na pewno nie dali tego po sobie poznać na parkiecie. Potężnych rywali nie przestraszał się zwłaszcza Ivan Zigeranović, który nie ustępował w walce pod koszami i skutecznie wykańczał akcje z pomalowanego.

Z drugiej strony jednak James Augustine był prawdziwą bestią, skacząc po każdą piłkę zarówno pod bronionym, jak i atakowanym koszem. Klasę pokazały też inne gwiazdy przyjezdnych - Chorwat Zoran Planinić oraz Rosjanin Vitaliy Fridzon. Po 10 minutach Chimki prowadziły tylko 18:16.

Początek drugiej odsłony to nieustanna ofensywa. Po kolejnej dobitce Zigeranovicia zgorzelczanie wyszli na prowadzenie, a po chwili efektownym przechwytem popisał się Djordje Micić. Serb został potężnie sfaulowany przez Kresimira Loncara i choć wykorzystał tylko jeden rzut wolny, to gospodarze wyglądali w tym fragmencie znakomicie.

Wtedy jednak piękny sen się skończył. Klasą błysnął Sergey Monya, który przypomniał, czemu grał w NBA. Swoją cegiełkę dorzucił również Augustine i ot tak przyjezdni popisali się serialem aż 21 punktów z rzędu na zakończenie pierwszej połowy! Turów zupełnie nie mógł znaleźć odpowiedzi, dzięki obronie Chimek rzuty były głównie wymuszone i niejako na otwarcie łez rzutem z faulem tuż przed przerwą popisał się Djordje Micić.

Po zmianie strony, niestety dla większości zgromadzonych w Orbicie fanów, Chimki kontynuowały znakomitą passę w ataku. Po udanej kontrze KC Jonesa było już 56:37 dla przyjezdnych i gospodarze potrzebowali wręcz cudu.

Ten postanowił się zdarzyć. Podopieczni Miodraga Rajkovicia zabrali się solidnie za odrabianie strat. Zaczęło się od dwóch trójek z rzędu Davida Jacksona, później dołączył do niego Michał Chyliński, który trafiał dosłownie z każdej pozycji i niemal 20-punktowa przewaga topniała jak lodowce na Antarktydzie. Planinić i Monya co prawda trafiali, ale czujność reszty rosyjskich graczy została chyba uśpiona, bo wyglądali, jakby nie wierzyli, że mogą ten mecz przegrać.

Wierzyli w to natomiast Chyliński i Zigeranović, którzy nic nie robili sobie z potężnego Loncara, ogrywając go pod koszami. Wspaniały powrót Turowa stał się faktem, kiedy na dwie minuty do końca na tablicy wyników widniał remis po 78.

Niestety, ostatnie akcje należały do ekipy z Moskwy. Przyjezdni zdobyli sześć z siedmiu ostatnich "oczek" w tym spotkaniu i to oni cieszyli się ze zwycięstwa, psując gospodarzom radość z pięknego zwrotu wydarzeń.

PGE Turów Zgorzelec - Chimki Moskwa 79:86 (16:18, 15:28 28:22, 20:18)

Turów - Chyliński 23, Zigeranovic 22 (8 zb.), Jackson 15, Micić 8, Kulig 6, Leszczyński 3, Cel 2

Chimki - Monia 17, Rivers 15, Loncar 11, Fridzon 11, Augustine 9, Planinić 9, Zukanenko 9, Khvostov 5

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×