Goście nie pozostawili żadnych wątpliwości co do swojej wyższości i prowadzili przez niemal 40 minut. Wykazali się większą swobodą w organizacji gry oraz świeżością, choć mieli za sobą środowy mecz 1/32 finału Intermarche Basket Cup z Legią w Warszawie. - W ciągu pięciu dni rozegraliśmy trzy bardzo ciężkie mecze. Widać po tych spotkaniach, że dobrze bronimy. Ta obrona teraz też wyszła, do tego dołożyliśmy atak i dzięki temu wynik był dosyć wysoki - w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl analizuje Tomasz Jankowski.
WKS Śląsk z pełnym profesjonalizmem podszedł do starcia z Wikaną Startem. Ze stolicy Polski drużyna nie wróciła do Wrocławia, lecz przyjechała do Lublina, gdzie zapoznała się z halą Globus, odbywając w niej treningi. - Cel jest taki, żeby to wszystko nie było z przypadku. My do tych spotkań się przygotowujemy. Zawodnicy wiedzą, co mają zrobić i jak mają grać. Problem przed meczem jest tylko taki, czy uda się to zrealizować, ale tak jest w każdym zespole na całym świecie. Próbujemy być przygotowani do każdego spotkania, nikogo nie lekceważymy. Tak będzie do końca - przekonuje trener wrocławskiego zespołu.
Przed ostatnią kwartą piątkowego meczu goście wysoko prowadzili i ich zwycięstwo nie było zagrożone. W tej sytuacji na parkiecie pojawili się zmiennicy, a w poczynania koszykarzy wkradło się nieco luzu i nonszalancji. Gdyby wrocławianie do końca grali na wysokim poziomie, to mogli nawet otrzeć się o barierę 100 punktów. - Wydaje mi się, że takie coś jest w każdym zespole, prowadząc wysoko ten luz zawsze jest widoczny. Nie jestem zwolennikiem pognębiania kogokolwiek. Po prostu jak nam wychodzi, to wychodzi. A jak nie, to motywujemy się, żeby wychodziło lepiej - przyznaje Jankowski.
Na inaugurację Śląsk musiał uznać wyższość Spójni Stargard Szczeciński. Od tamtej pory nikt nie znalazł sposobu na pokonanie beniaminka, który awansował na 1. miejsce w tabeli. - Porażka ze Spójnią cały czas siedzi w głowie. Może czasami taki zimny prysznic jest dość dobry. Generalnie to był mecz, który nam nie wyszedł, ale i tak mogliśmy go na sam koniec wygrać. Będzie jeszcze rewanż ze Spójnią, więc mam nadzieję, że tam uda się zwyciężyć. Koszykówka jest grą błędów. My ich popełniamy dużo. Każdy mecz, nawet te wygrane, analizujemy. Zawodnicy mają pokazane swoje akcje i próbujemy eliminować te błędy, które się przydarzają. Wszystkich na pewno się nie ustrzeżemy, ale jest tak, że próbujemy je zniwelować do minimum. Są rzeczy, które faktycznie przestajemy nagminnie robić, z czego się bardzo cieszę - kończy szkoleniowiec.