Zielonogórzanie tylko w pierwszej kwarcie dyktowali warunki gry, w pewnym momencie prowadzili nawet siedmioma punktami (19:12). Później jednak wszystko się odmieniło i to Trefl dominował na parkiecie. Świetną partię rozegrał kapitan sopockiego zespołu - Filip Dylewicz, który zdobył aż 25 punktów. - Mecz był wyrównany, taki jak myśleliśmy że będzie. Jest to ciężki teren, każdy kto tu przyjeżdża nie ma łatwo, my też nie mieliśmy łatwo, ale przeciwstawiliśmy się i wygraliśmy - twierdzi Adam Waczyński, skrzydłowy Trefla Sopot.
Sopocianie przed meczem mieli proste wytyczne od trenera Żana Tabaka. Mieli w znaczącym stopniu ograniczyć poczynania duetu Hodge-Hosley. Gwiazdy Stelmetu razem zdobyły w tym meczu 29 punktów. - Założenia są proste i pewnie takie same mają inne zespoły grające przeciwko Stelmetowi - zatrzymać Hodge'a i Hosley'a na jak najmniejszej liczbie punktów. Nam się udało, zagrali zdecydowanie poniżej oczekiwań, bo graliśmy agresywnie i z dużą rotacją graczy. Mieliśmy też dużo zbiórek w ataku przez co mogliśmy ponownie rozgrywać ataki - dodaje Waczyński.
Sopocki skrzydłowy podkreśla, że kluczem do zwycięstwa było zatrzymanie szybkiego ataku Stelmetu Zielona Góra. - Kluczem do wygrania meczu było zatrzymanie ich gry w szybkim ataku oraz maksymalne utrudnienie gry pick and roll.