Z racji tego, że pochodzi z położonej tylko niecałe 10 kilometrów na południe od Waszyngtonu, Alexandrii, Marcus Ginyard nie miał wyjścia i już jako dziecko został fanem Washington Wizards. Obecnie "Czarodziejom" nie wiedzie się najlepiej - jak dotąd przegrali wszystkie trzy mecze.
- Niestety, ich forma, ale i skład, pozostawiają wiele do życzenia. Dlatego pasjonuję się również tym, co dzieje się w innych zespołach - mówi skrzydłowy Anwilu Włocławek.
Amerykanin przede wszystkim koncentruje swoją uwagę na zachodnim wybrzeżu, czyli na rozpaczliwie szukającej formy ekipie Los Angeles Lakers, która właśnie przegrała swój czwarty mecz. - Mój klubowy kolega Ruben Boykin jest stamtąd i cały czas pocieszamy się, że prędzej czy później Lakersi muszą zacząć grać na miarę swojego potencjału - dodaje Ginyard.
- W końcu kto ma najlepszego rozgrywającego ligi, który jak nikt opanował pick and rolle? Kto ma dwukrotnego MVP finałów, zabójcę o mentalności zwycięzcy? Kto ma najlepszego defensora ligi w polu trzech sekund? Nash, Bryant, Howard... A przecież jest jeszcze Paul Gasol... By zagrać w finale, oni potrzebują tylko czasu. Niczego innego - opowiada zawodnik Anwilu.
Według Amerykanina, spełnieniem marzeń byłby finał Los Angeles Lakers - Miami Heat. - To jest to, na co wszyscy czekają. Oczywiście, silni są Clippers, Thunder, Spurs, nadal Celtics, ale uważam, że jeśli chcemy doświadczyć czegoś niezwykłego to tylko batalia Lakers vs. Heat może dostarczyć nam takich emocji.