W sobotę Anwil Włocławek wygrał dopiero po raz trzeci w tym sezonie i było to zwycięstwo wymęczone najbardziej ze wszystkich dotychczasowych. Jeszcze na sześć minut przed końcem spotkania koszykarze Jeziora Tarnobrzeg prowadzili w Hali Mistrzów 60:58, by ostatecznie przegrać 74:81.
- To był maksymalnie brzydki mecz z naszej strony. Mieliśmy wielkie problemy w ataku i mówię to z pełną świadomością faktu, że rzuciliśmy 81 punktów. Myślę, że w tym meczu powinniśmy zdobyć ich więcej. Tak samo jak powinniśmy zanotować mniej strat. Naprawdę, to nie było dobre spotkanie w naszym wykonaniu - mówi Marcus Ginyard, skrzydłowy Anwilu Włocławek.
- Ostatecznie jednak wygraliśmy i myślę, że za kilka dni już nikt nie będzie o tym pamiętał. Przecież za cztery dni mamy kolejne spotkanie. Mimo wszystko byłem spokojny o nasze zwycięstwo - dodaje Amerykanin. Rzeczywiście, podopieczni Miliji Bogicevicia przez długie minuty sprawiali wrażenie, jakby czekali na odpowiedni moment; czekali na zadanie kilku mocnych ciosów w samej końcówce spotkania.
Włocławianie najpierw zanotowali run 11-0, zaś ostatnie sześć minut wygrali 26-14. W tym czasie ciężary gry na swoje barki wzięli Krzysztof Szubarga, Ruben Boykin, Seid Hajrić oraz właśnie Ginyard. Amerykanin zdobył wówczas pięć ze swoich 14 punktów i trzy ze swoich 11 zbiórek, notabene, trzy w ataku.
- Czułem się cały czas pod grą w tym meczu. Nie mówię, że rozegrałem idealne spotkanie, bo na pewno nie, ale byłem zaangażowany od pierwszej do ostatniej minuty. Miałem trochę problemów ze zdobywaniem punktów, zwłaszcza zza łuku, co zaczyna być bardzo frustrujące, bo nie trafiłem jeszcze ani razu w Hali Mistrzów - tłumaczy Ginyard, dodając: - Na szczęście mój dorobek poprawiają zbiórki. Ogólnie starałem się jednak być aktywny przez cały ten czas, którym obdarzył mnie trener.
Trener Bogicević zauważył w Ginyardzie materiał na zawodnika, który, wobec swoich niedoskonałości w grze na dystansie (tylko 3/15 za trzy w sezonie), może grać bliżej obręczy. Stąd w meczu z Jeziorem dało się zauważyć inklinację Amerykanina do ciągłego atakowania kosza po rzutach swoich partnerów i wykorzystywania swojej szybkości oraz mobilności w grze jeden na jednego w ataku.
- Nasz nowy szkoleniowiec zaczyna powoli zmieniać nasz system gry, więc sądzę, że teraz czeka nas trudny okres. Musimy szybko i sprawnie nauczyć się nowych zachowań na parkiecie, co w trakcie sezonu nigdy nie jest łatwe. Jestem jednak dobrej myśli, bo trener bardzo mocno uprościł naszą grę w ataku. Nie mamy wykonywać zbędnych ruchów, a gdy jest okazja rzucić łatwe punkty, to mamy to wykorzystywać - opowiada Ginyard.
Marcus Ginyard: Zagraliśmy brzydki mecz
Marcus Ginyard po raz pierwszy w tym sezonie zanotował double-double a Anwil Włocławek pokonał Jezioro Tarnobrzeg. Amerykanin zdaje sobie jednak sprawę, że nie zagrał na miarę oczekiwań.