Michał Musijowski: Mam nadzieję, że w przyszłości udowodnimy lepszą dyspozycję

W minionej kolejce zaplecza ekstraklasy Polonia Przemyśl dość nieoczekiwanie pokonała SIDEn Toruń. Efektem tego powoli odrabia straty do reszty ligowej stawki i pnie się w górę tabeli.

Adam Popek
Adam Popek

Przed spotkaniem w roli faworyta stawiano SIDEn. To on plasował się wyżej w ligowej tabeli i dysponował większym potencjałem kadrowym. Ponadto, po ostatniej porażce "Przemyskich Niedźwiadków" w bardzo słabym stylu ze Startem Lublin niewiele osób spodziewało się ich nagłego odrodzenia. Tymczasem nadsański team nie zawiódł i odprawił z kwitkiem podopiecznych utytułowanego trenera, Eugeniusza Kijewskiego. - Rzeczywiście torunianom w teorii dawano większe szanse, jednak my występowaliśmy przy własnej publiczności i również bardzo chcieliśmy zgarnąć pełną pulę - wspomina Michał Musijowski.

Wygrana nad mocnym przeciwnikiem z pewnością poprawiła humory kibicom w podkarpackim mieście. Początek sezonu bowiem w wykonaniu ich faworytów był słaby, a drużyna zebrała wiele krytycznych słów za prezentowany styl. - Szkoda pewnych wydarzeń, jak choćby minimalnej porażki z UMKS-em Kielce. Niemniej trzeba patrzeć na aktualny stan rzeczy. Powoli stabilizujemy formę. Mam nadzieję, że w przyszłości udowodnimy lepszą dyspozycję i pójdziemy za ciosem - dodaje.
Michał Musijowski wraz z kolegami miał w miniony weekend powody do radości Michał Musijowski wraz z kolegami miał w miniony weekend powody do radości
O niedzielnym triumfie w dużej mierze zaważyła druga kwarta, kiedy poloniści zdobyli czternaście punktów z rzędu, wypracowując sobie bezpieczny dystans. - Nie da się ukryć, że tamta partia przyniosła niezłe profity. Osiągnęliśmy wtedy sporą przewagę. Jednak spotkanie nie zakończyło się po pierwszej połowie i musieliśmy walczyć dalej. W następne fragmenty tak samo włożyliśmy mnóstwo ambicji.

Niezwykle istotne okazało się też wsparcie 23-letniego rozgrywającego. Gdy goście znajdowali się o krok od wyrównania popularny "Misiek" niemal w pojedynkę oddalił zagrożenie, po czym jego koledzy zadali ostateczny cios w decydującej batalii. - Niezupełnie tak to oceniam. Na finalny rezultat wpływ ma cały kolektyw, choć cieszę się, że w jakimś stopniu pomogłem i dołożyłem cegiełkę do sukcesu - kończy skromnie mierzący 185 cm zawodnik.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×