Dziękuję kibicom - rozmowa z Robertem Tomaszkiem, koszykarzem Energi Czarnych Słupsk

- Na boisku rozumiemy się już świetnie i nie ma tam żadnego strachu czy braku zaufania - mówi w wywiadzie z naszym portalem, środkowy Energi Czarnych Słupsk Robert Tomaszek.

Michał Żurawski: Na początek gratuluję wygranej. Odnieśliście dzisiaj kolejne wielkie zwycięstwo i chyba można powiedzieć, że rozkręciliście się na dobre.

Robert Tomaszek: Zdecydowanie tak. Dzisiejszy mecz był bardzo wyrównany do samego końca i to równie dobrze Trefl mógł cieszyć się ze zwycięstwa. Był to dla nas dobry sprawdzian przed kolejnymi ciężkimi i zaciętymi spotkaniami. W drugiej rundzie z całą czołówką gramy na wyjeździe, dlatego teraz musimy kolekcjonować wygrane. Dzisiejszy mecz był tylko jednym z wielu i musimy zacząć już myśleć o kolejnym.

Od początku mieliście spory problem z zatrzymaniem Franka Turnera, a przed spotkaniem było to chyba jedno z waszych głównych założeń taktycznych.

- Szczerze powiem, że nie zwracałem na to uwagi. Kiedy jestem na parkiecie zwracam uwagę na cały zespół, a nie pojedynczych zawodników. W Treflu wszyscy zawodnicy są bardzo dobrzy, dlatego nie mogliśmy skupić się na jednym, bo słono byśmy za to zapłacili.

W pewnym momencie, kiedy Trefl odskoczył wam w trzeciej kwarcie na dziesięć punktów, wydawało się, że już się z tego nie podniesiecie. Wtedy jednak o czas poprosił trener Linartas. Co takiego powiedział wam szkoleniowiec, że tchnęło to w was nowe życie?

- Po prostu trener powiedział, że graliśmy zbyt agresywnie i gorączkowo. Nie robiliśmy tego, co sobie założyliśmy. Trener stwierdził, żebyśmy spróbowali się trochę zrelaksować i grać to, co potrafimy najlepiej. Przy ich pressingu mieliśmy dużo podawać, żeby piłka ciągle była w ruchu. Po przerwie zastosowaliśmy się do tych uwag i jak widać udało się wygrać.

Po ostatnich spotkaniach, kiedy sprawiacie niespodziankę za niespodzianką, atmosfera w waszym zespole musi być naprawdę dobra.

- Atmosfera w naszym zespole cały czas była dobra. Jednak musieliśmy stać się zespołem przede wszystkim na boisku i skleić to wszystko do kupy. Na boisku rozumiemy się już świetnie i nie ma tam żadnego strachu czy braku zaufania. Na treningach to już wcześniej wyglądało dobrze, ale dopiero w ostatnim czasie zaczęliśmy to samo pokazywać w spotkaniach ligowych. Podczas dwóch pierwszych meczów, kiedy graliśmy słabo i przegrywaliśmy to wielu zawodników nie było przyzwyczajonych do polskiej ligi. Każdy gracz musi wczuć się w zespół i wiedzieć jaką rolę w nim pełni. Teraz każdy tą rolę zna i widać to doskonale na boisku, gdzie tworzymy zespół. Bardzo z tego się cieszę. Musimy tak samo prezentować się w kolejnych spotkaniach i do każdego przystępować w pełni skoncentrowani.

Kiedy występowałeś w Turowie wiele osób zarzucało ci, że jesteś bardzo dobrym zawodnikiem w obronie, ale w ataku nie wnosisz za dużo do gry zespołu. W Słupsku pokazujesz jednak, że nie jest to prawda.

- Od zawsze robiłem w każdej drużynie tą robotę, co trzeba. Liczy się dla mnie po prostu dobro drużyny. Jeśli muszę podać, podam, jeśli mam zdobyć punkty, to je zdobędę. Bardzo często staram się pomagać kolegom zasłonami, aby uwolnić któregoś z nich na wolną pozycję. Doskonale widać to w Czarnych. Nie ma tutaj miejsca na egoizm. Zawsze staramy się znaleźć lepiej ustawionego kolegę, aby zespół czerpał z tego korzyść.

Nie pamiętam, abyś w ubiegłych latach próbował rzucać z dystansu. W tym sezonie czynisz to dość często i to z całkiem niezłym skutkiem. Czy pracowałeś nad tym elementem?

- Jeszcze raz powtórzę, że robię to, czego dana sytuacja ode mnie wymaga. W Czechach moja skuteczność z dystansu wynosiła około 30%. Poprzez moją siłę i agresywność głównie skupiam się na pojedynkach pod koszem, ale potrafię także trafić za trzy punkty. W Słupsku czuję się bardzo dobrze, bo występuję przemiennie na pozycjach 4 i 5, co daje mi większą swobodę. Trener przed sezonem obiecał mi, że tak będzie i faktycznie tak jest. Nasz szkoleniowiec to człowiek honoru, który zawsze dotrzymuje słowa, dlatego na parkiecie staram się robić wszystko to, o co mnie prosi.

Czy to wielkie wsparcie jakie niewątpliwie dostajesz od słupskich kibiców daje ci dodatkową siłę i zwiększa mobilizację, gdy jesteś na parkiecie?

- Naturalnie, że tak. Gdy widzisz, że cała hala jest za Tobą, nawet gdy przegrywasz dziewięcioma punktami i wszyscy stoją, to aż ciarki przechodzą po plecach. Wtedy nie czuje się zmęczenia, bo się po prostu o tym nie myśli, a doping i kibice napędzają do wylania z siebie siódmych potów. Musimy wygrywać mecze przed własną publicznością, jeżeli chcemy zagrać w play-offach. Bardzo dziękuję naszym kibicom za pomoc, jakiej dostarczają nam w każdym spotkaniu. Pierwsze dwa spotkania na pewno nie ułożyły się po ich myśli. W zespole nie było twarzy, do których byli przyzwyczajeni, a wszyscy gracze byli nowi, więc w pełni rozumieniem ich niezadowolenie na początku. Teraz jednak poznają te nowe twarze i widzą, że warto je wspierać. To dla nas bardzo ważne.

Od początku swojego pobytu w Słupsku stałeś się niemal z miejsca ich ulubieńcem. Fani prawie po każdym meczu skandują twoje nazwisko. Co jest kluczem do tak dobrych stosunków z kibicami?

- Po prostu pochodzę z takiej rodziny, gdzie wpajano mi od dziecka, że trzeba szanować każdego człowieka. Staram się wczuć w sytuację ludzi, którzy dużo nie zarabiają, a wydają te 15 czy 20 złotych na bilet i chcą zobaczyć walkę. Dlatego zawsze staram się dawać z siebie wszystko, aby tych ludzi nie zawieźć, nawet wtedy, kiedy nie idzie. Po prostu zawsze chcę pokazać im, że nawet jeśli przegramy, to nie zmarnowali oni swojego czasu, pieniędzy i warto było na ten mecz przyjść.

Czy czujesz się mentalnie liderem tej drużyny?

- Liderem w naszym zespole jest cała drużyna. Na pewno ja nie czuję się taką osobą. Robię po prostu, to co do mnie należy i staram się dać z siebie wszystko, co najlepsze. Taki mam charakter. Każdy, kto kiedykolwiek grał ze mną w drużynie, doskonale o tym wie. Staram się pomagać kolegom z zespołu, a kiedy ja tego potrzebuję to oni pomagają mi.

Wtorkowy mecz z Rosą będzie dla was czwartym z tą drużyną w przeciągu ostatniego miesiąca. Czy radomianie są was w stanie jeszcze czymś zaskoczyć?

- Oczywiście, że mogą. Każda drużyna może nas zaskoczyć. Rosa miała czas, aby przygotować się do meczu z nami. Na pewno zrobili scouting, a dzięki temu, że grali z nami już trzykrotnie mają lepsze rozeznanie w tym, co idzie nam dobrze, a w tym, co gorzej. Musimy się solidnie przygotować do tego meczu, mimo, że pozostało do niego niewiele czasu i być skoncentrowanym na maksimum. Mam nadzieję, że kibice stawią się tak, jak zrobili to na spotkanie z Treflem i będą nas gorąco dopingować.

Komentarze (2)
luksin
19.11.2012
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
juz po jego sezonie w turowie chodzily sluchy ze moze zagrac w anwilu ale polat nie chcial dac mu dobrej kasy a widac ze koles walczy i potrafi dac bardzo wiele swojemu zespolowi , szkoda ze si Czytaj całość
avatar
Łuki TURÓW
19.11.2012
Zgłoś do moderacji
0
1
Odpowiedz
uwielbiam tego gościa :)