Zielonogórska stagnacja Łapety

Adam Łapeta przeniósł się do Zielonej Góry by rozwijać swoje koszykarskie umiejętności. Na razie jednak jego kariera stanęła w miejscu, a on sam spędza na parkiecie coraz mniej minut.

Michał Fałkowski
Michał Fałkowski

- Jeśli umowa dojdzie do skutku, to liczę, że w Zielonej Górze dostanę więcej minut do grania i rozegram dużo lepszy sezon, niż ostatnio Czuję, że otwiera się przede mną szansa, żeby się na dobre pokazać - mówił Adam Łapeta przed podpisaniem kontraktu ze Stelmetem Zielona Góra. I choć początek sezonu pozwalał mieć nadzieję na ziszczenie tych słów, obecnie wszystko wskazuje na to, że będzie zupełnie odwrotnie.

W pierwszych pięciu meczach sezonu 25-letni środkowy spędzał na parkiecie przeciętnie 20 minut i był mocno zaangażowany w grę swojego zespołu - walczył na tablicach, zbierając i dobijając niecelne rzuty swoich kolegów, a także aktywnie grał w defensywie, po pięciu spotkaniach notując przeciętnie 4,4 punktu, 3,6 zbiórki, 2,4 bloku oraz 2 faule wymuszone. Średnie te nie powalały co prawda na kolana ale pokazywały progres - każda rubryka statystyczna wskazywała wartość wyższą, niż środkowy notował w zeszłym sezonie.

Problem w tym, że po dobrym początku rozgrywek pozostały już tylko mrzonki - od meczu ze Startem Gdynia Łapeta spędza na parkiecie raptem około kwarty (lub nie gra wcale jak to było w Radomiu), a czas gry zdecydowanie przełożył się na jego średnie - w sześciu ostatnich spotkaniach zanotował tylko trzy bloki, choć to przecież jego podstawowe koszykarskie oręże.

W wygranym meczu z Energą Czarnymi Słupsk Łapeta otrzymał od trenera Mihailo Uvalin tylko 10 minut w pierwszej kwarcie. W tym czasie ani razu nie dostał podania by móc zagrać przodem lub tyłem do kosza, a swoje cztery punkty zdobył tylko dzięki dwóm zbiórkom w ataku i celnym dobitkom.

Co więcej, często nie brał nawet taktycznego udziału w akcjach swojego zespołu - trener Uvalin kompletnie nie korzysta z tego, że przy Walterze Hodge’u akcje typu pick and roll z Łapetą mogłyby być zabójczą bronią dla rywali. Przecież w poprzednich sezonach trener Tomas Pacesas często robił użytek z gabarytów koszykarza i uaktywniał go nie tylko na połowie obrony.

Na chwilę obecną nie wydaje się zatem, by 25-letni Polak dokonał dobrego wyboru przenosząc się w lecie do Zielonej Góry. Liczył na więcej minut i bardziej efektywną grę, a aktualnie spędza na parkiecie... o pięć sekund krócej niż to było w zespole Asseco Prokomu. Nawet jeśliby wziąć pod uwagę, że status quo z poprzedniego sezonu, mniej więcej, został w jego przypadku zachowany, to trudno oprzeć się wrażeniu, że nie o to mu chodziło.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×