Marcus Ginyard: Nie pamiętam, by Tony trafił kiedykolwiek tyle trójek

Anwil Włocławek pokonał Rosę Radom i tym samym srogo zemścił się na beniaminku za porażkę z pierwszej części sezonu zasadniczego. Poza trzecią kwartą goście byli lepszym zespołem od rywala.

Michał Fałkowski
Michał Fałkowski

- Nie byliśmy odpowiednio skoncentrowani na defensywie. Pozwalaliśmy im rzucać z bardzo wygodnych pozycji, np. za trzy. Często gubiliśmy się na zasłonach, więc oni mogli trafiać z daleka z wielką łatwością. Chyba zbyt zadowoleni wyszliśmy do gry po przerwie - opowiada Marcus Ginyard, skrzydłowy Anwilu Włocławek, o trzeciej kwarcie sobotniego spotkania z Rosą Radom.

Goście prowadzili przed przerwą różnicą nawet 14 oczek (49:35), a przed trzecią kwartą mieli dziewięć oczek zaliczki (51:42) i wydawało się, że spokojnie kontrolują wydarzenia na parkiecie. Nie spodziewali się jednak, że po zmianie stron koszykarze Rosy Radom rzucą na szalę wszystkie swoje siły i w połowie trzeciej odsłony mecz zacznie się od początku - po trafieniu Nikoli Vajosevicia Rosa objęła nawet po raz pierwszy prowadzenie w tym spotkaniu, 54:53.

Jak się jednak okazało, był to pierwszy i... ostatni moment, w którym radomianie mogli cieszyć się z prowadzenia. W ciągu kolejnych 15 minut włocławianie pozwolili im zdobyć tylko 18 punktów, samemu aplikując dwa razy więcej.

- Nie pamiętam już co powiedział nam trener, gdy wziął czas w momencie, w którym Rosa nas doganiała, ale mocno nas zrugał. Mieliśmy kilkanaście punktów przewagi, a nagle zrobiło się tak, że trzeba było uważać, by nie pozwolić im odjechać. Na szczęście pod presją wyniku zagraliśmy lepiej. Przede wszystkim bardziej dbaliśmy o piłkę, lepiej ustawialiśmy się w obronie i wykorzystywaliśmy dobrą skuteczność Arvydasa - tłumaczy Ginyard, mając na myśli Arvydasa Eitutaviciusa, który w ostatniej odsłonie zdobył 13 ze swoich 20 punktów i 13 z 24 oczek zespołu.

Nie byłoby jednak zwycięstwa Anwilu, gdyby nie fantastyczna postawa Tony'ego Weedena w pierwszej kwarcie. Amerykanin trafił wówczas swoje wszystkie siedem rzutów z daleka, notując ogółem aż 23 oczka. - Nie pamiętam by on kiedykolwiek trafił siedem trójek… nawet na treningu. Taki wyczyn nie zdarza się dość często, więc tym bardziej trzeba na niego zwrócić uwagę. Tony zdecydowanie utrzymał nas przy życiu na początku meczu - kończy Ginyard.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×