Marcin Gortat przebywał na parkiecie 38 minut, lecz oddał tylko cztery rzuty z gry. Trafił trzy z nich oraz dwa z czterech z linii co dało w sumie osiem oczek. Łodzianin zebrał także 10 piłek, miał trzy asysty oraz dwa bloki.
- To było zwycięstwo, którego bardzo potrzebowaliśmy - przyznał z ulgą Alvin Gentry, szkoleniowiec Słońc. Ekipa z Arizony przystępowała do sobotniego spotkania po 12 kolejnych porażkach z rzędu na wyjeździe oraz pięciu kolejnych przegranych w ogóle.
Phoenix po raz pierwszy od dawna potrafili zagrać na dobrym poziomie przez wszystkie kwarty. Mieli blisko 50. proc. skuteczność z gry, a kluczowe okazały się druga i trzecia odsłona - wygrane odpowiednio ośmioma i siedmioma punktami.
Rozpoczęło się od dobrej gry Luis Scola, który w pierwszej kwarcie zdobył 10 punktów. W drugiej brylował z kolei Michael Beasley, autor 14 oczek w tym fragmencie. Po przerwie goście postawili kropkę nad "i" i nie pozwolili już Bykom na odpowiedź.
Warto podkreślić, że w Suns zabrakło tego dnia jednego z najlepszych strzelców Jared Dudley, który narzekał uraz ręki.
15 punktów i 10 zbiórek wywalczył dla gospodarzy Carlos Boozer. Bulls wciąź muszą sobie radzić bez swojego lidera i jednej z największych gwiazd ligi - Derricka Rose'a.
Suns z bilansem 13-26 (3-17 na wyjeździe) zajmują 14. miejsce w Konferencji Zachodniej. W poniedziałek zmierzą się we własnej hali z wicemistrzami NBA - Oklahomą City Thunder.
Chicago Bulls - Phoenix Suns 81:97 (21:20, 21:29, 21:28, 18:20)
(C. Boozer 15, L. Deng 13, J. Butler 13 - L. Scola 22, M. Beasley 20, S. Telfair 13)