Generalnie rzecz biorąc, Rosjanki bardzo szybko zaczęły dominować nad swoimi rywalkami. Już w pierwszej kwarcie uzyskały dość pokaźną przewagę, dzięki której później tylko kontrolowały losy pojedynku. Ciężar swojej gry rozłożyły pomiędzy kilka zawodniczek, więc też atuty wykorzystywały wszechstronnie. Dodatkowo podopieczne Pokey Chatman nie zapominały o konsekwentnej obronie. - Jeden z czynników, który sprawił, że scenariusz potoczył się tak, a nie inaczej stanowiły kontuzje - dodaje w usprawiedliwiającym tonie Anke De Mondt.
Ona i jej koleżanki nie potrafiły na dłuższą metę zagrozić miejscowym. Fakt faktem miały ku temu okazje, lecz szwankowała skuteczność. Ten element prezentował się podobnie jak podczas starcia ligowego z Artego Bydgoszcz. W Moskwie zwłaszcza przed przerwą obserwowało się wiele chybionych prób. - My pudłowałyśmy teraz, a dziewczyny ze Spartaka gdy przyjechały do Krakowa. Taki jest sport.
Obiektywnie patrząc, końcowy rezultat stał się sprawą klarowną dobre kilka minut wcześniej zanim nastał finisz. W pewnym momencie Biała Gwiazda chciała już tylko zachować honor. - Próbowaliśmy podjąć walkę, ale nie da się ukryć, że gospodynie miały naprawdę dobry dzień. Zestawiając te wszystkie elementy ciężko było zwyciężyć - uważa Belgijka.
Anke DeMondt: Próbowałyśmy podjąć walkę
Krakowianki mają za sobą mecz ze Spartakiem Moskwa, przegrany wysoko 63:89. Po końcowej syrenie trudno było o większe powody do optymizmu.