Wydawało się, że kontuzja Pau Gasola zmusi koszykarzy z "Miasta Aniołów" do wzięcia się w garść, zamknięcia problemów w szatni i po prostu udowodnienia swojej wartości na boisku. Niestety, wygląda na to, że mamy do czynienia z otwartą wojną w mediach, i to pomiędzy dwoma teoretycznie najlepszymi zawodnikami...
Kobe Bryant wziął na siebie w tym sezonie rolę grającego mentora w "super drużynie" i co jakiś czas poucza swoich kolegów co do tego, jak powinni się zachowywać na boisku lub poza nim. Po tym, jak kazał "dorosnąć i porzucić krótkie spodenki" Gasolowi, tym razem oberwał się Dwightowi Howardowi.
- Powinien grać. Nie mamy czasu, żeby spokojnie czekać, aż jego ramię w pełni się wyleczy. Zegar tyka, to pilna potrzeba. On jeszcze nigdy nie miał w swojej karierze kogoś, kto naciskałby go tak bardzo jak ja i nasz klub. Albo wygramy mistrzostwo, albo będziemy świadkami jednej wielkiej klapy. Tak to robią Lakers, a dla Dwighta to chyba coś obcego - powiedział "Black Mamba".
Nie trzeba było długo czekać na odpowiedź - To tylko jego opinia i tyle. Nie jest lekarzem, ja też nim nie jestem i żaden z nas nie będzie o tym decydował. Jasne, że chcę grać, czemu nie? Ale to jednak moja kariera, moja przyszłość i moje życie. Nikt inny się o mnie nie zatroszczy. Jeżeli ludzie się wściekają, że gram albo nie, ja pytam - i co z tego? To moja kariera. A co jeśli stanie mi się coś poważnego? Życie wszystkich innych będzie toczyło się normalnie, a ja spędzę lato na kolejnej rehabilitacji, a nie tego bym chciał - ostro ripostował Howard.
Przy tym wszystkim Los Angeles Lakers wciąż brakuje kilku wygranych do magicznej granicy 0.500 i sporo dzieli ich od miejsca w fazie play-off. Można pomyśleć, że te słowa to nic wielkiego, ale jeżeli takie problemy wychodzą poza szatnię, to oznaka, że o "dobrej chemii" nawet nie ma mowy.
Kobemu nie zostało już wiele czasu chce zdobyć tytuł za wszelką cenę.Podobało mi się stwie Czytaj całość