Piotr Wiśniewski: Komu tak naprawdę służy Puchar Polski?

Poziom finałowego starcia o krajowy puchar, w którym Trefl zmierzył się z AZS każe zastanowić się poważnie nad sensem obecnej formuły Pucharu Polski. Oglądanie takich meczów to katorga dla kibiców.

Piotr Wiśniewski
Piotr Wiśniewski

Oceniając finałowy pojedynek Trefla Sopot z AZS Koszalin najlepiej wypadłoby spuścić zasłonę milczenia. Poziom tego "spektaklu" tylko dostarczył argumentów krytykom obecnej formuły tych rozgrywek. Dla polskich drużyn rozgrywanie meczu dzień po dniu to istne męczarnie. Zmęczone zespoły nie prezentują pełni swoich możliwości, a jedyne co prezentują to festiwal błędów i pomyłek.

Koszykówka na SportoweFakty.pl - nasz nowy profil na Facebooku. Tylko dla fanów basketu! Kliknij i polub nas.

Naprawdę trzeba mieć nerwy ze stali aby nie irytować się poziomem niedzielnego pojedynku. Wiele niecelnych rzutów no i zatrważająca skuteczność na linii rzutów wolnych. Chybienie - bagatela! - dziewiętnastu wolnych nie przystoi finałowi krajowego pucharu, w którym przecież starły się drużyny, które w pokonanym polu zostawiły PGE Turów Zgorzelec oraz Asseco Prokom Gdynia. W sobotę Trefl i AZS zagrały poprawnie, podczas gdy w niedzielę słabo lub gorzej. Dobrze, że oba zespoły nieco obudziły się po przerwie, bo wynik 28:26 po 20 minutach wiele osób mogło odebrać jak żart. Bardziej wnikliwi rzucaliby przykładami nie tylko z NBA, ale także Euroligi czy innych rozgrywek, gdzie niejednokrotnie w pierwszej kwarcie pada więcej punktów!

Nie czas jednak i miejsce, by pastwić się na bogu ducha winnych koszykarzach. Oni czują w nogach trudy spotkań rozgrywanych po sobie w odstępie nawet nie 24 godzin. Trefl przystępował do finału mając w zanadrzu nieco ponad 22 godziny odpoczynku, podczas gdy gospodarze imprezy - jeszcze mniej, bo niecałe 20! To musiało odbić się na ich postawie.

W tym miejscu należałoby się zastanowić nad sensem obecnej formuły pucharu, który z roku na rok traci na atrakcyjności, a jedyne co się zmienia w jego przypadku, to nazwa sponsora tytularnego całej imprezy. Nie raz już władze polskiej koszykówki zaskakiwały swoimi decyzjami, która miast uatrakcyjnić rozgrywki pucharowe czyniły go jeszcze bardziej bezbarwnym.

Zrozumieli to już kibice, którzy puchar traktują jako rozgrywki drugiej, jak nie trzeciej kategorii. Przecież "Final Four" powinien przykuwać uwagę fanów basketu. Tymczasem każdy widzi, że tak nie jest. Niepełne hale, atmosfera bardziej z weselnej zabawy. Nawet nagrody nic tu nie zmienią. Potrzeba radykalnej zmiany! Puchar musi odzyskać swój blask. Jeśli się nie uda, to chociaż należy spróbować.

Skoro obecna formuła, na którą nomen omen narzekają też koszykarzy - widząc puste hale i brak atmosfery, ma więcej przeciwników niż zwolenników to może warto zastanowić się nad poprawą wizerunku Pucharu Polski. Zmienić sposób wyłonienia zwycięzcy. Chociażby mecz i rewanż - nie dzień po dniu, a w systemie na przykład sobota-środa. Taki dwumecz byłby i atrakcyjniejszy dla kibiców i drużyny musiałby wykrzesać z siebie dodatkowe siły.

Warto też zastanowić się lub może przeforsować pomysł, aby drużyna, która zwycięży w finale zyskała prawo startu w europejskich pucharach?

Pomysłów jest wiele, ale piłka jest po stronie działaczy. Jak przywrócić blask krajowego pucharu. Może turniej zorganizować w mieście, które ma "bzika" na punkcie basketu albo w mniejszym ośrodku, w którym kibice na co dzień nie oglądają wielkiej koszykówki? Albo sięgnąć do tradycji i zorganizować go we Wrocławiu lub Pruszkowie?

Piotr Wiśniewski

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×