Grzegorz Grajdura: Turniej w Brzegu to kolejny poważny sprawdzian dla pana drużyny przed zbliżającym się sezonem. Czy jest pan zadowolony z dotychczasowych osiągnięć pana zawodniczek?
Jarosław Zyskowski: Myślę, że pierwsze miejsce w turnieju będzie najlepszą oceną ich osiągnięć. Bardzo mi się podobało, że dziewczyny cały czas walczyły. Ostatni mecz co prawda przegraliśmy, głównie dlatego, że daliśmy się zdominować pod koszami. W tym elemencie mamy jeszcze braki, ale mimo to wynik był na styku i o wygranej zadecydowały dopiero ostatnie sekundy.
W pana drużynie przed sezonem nastąpiło sporo zmian - na plus, czy na minus?
- Nie mi to oceniać, ja dostałem taki skład i nim mam grać jak najlepiej. Zeszły sezon to już historia i nie ma to żadnego wpływu na to, jakie teraz mam zawodniczki.
Szykuje pan kolejne wzmocnienia?
- Jak już mówiłem, mamy dziurę pod koszem i bardzo pilnie potrzebujemy tutaj wzmocnień. Poza tym chcemy również rozgrywającą, a więc do obsadzenia są jeszcze dwie newralgiczne pozycje. Mamy już konkretne przymiarki.
Kiedy więc można się ich spodziewać w Brzegu?
- Chciałbym, by obie były już w poniedziałek, ale to niemożliwe. Z jedną dogrywamy ostatnie warunki kontraktu i czekamy na jej wizę (z informacji naszego portalu wynika, że będzie to środkowa z Senegalu - dop. GG), z drugą trwają jeszcze wstępne negocjacje.
A jak wyglądają dalsze plany przygotowań pana drużyny?
- Ten tydzień mamy przeznaczony dla treningów na własnych obiektach, później jedziemy na turniej do Lipska, a za dwa tygodnie jest już inauguracja sezonu w Rybniku.
Cel na najbliższy sezon to...
- Wygrać mecz z Rybnikiem.
A później?
- Powtórzyć to samo z Pabianicami. Nie wybiegam nigdy myślami dalej niż jeden mecz.
Wiele drużyn ligowych dokonało przed sezonem znaczących wzmocnień. Jak pan oceni obecny poziom ligi?
- Faktycznie, nie ma już takiego zespołu, jak przed rokiem była ekipa z Łomianek. Nawet taki MUKS, który teoretycznie miał grać samą młodzieżą, jak widać skompletował bardzo mocny zagraniczny skład. Wszystko więc wskazuje na to, że każdy mecz będzie bardzo trudny.
Jak odnajduje się pan w żeńskim baskecie?
- Koszykówka jest zawsze taka sama, niezależnie od tego, kto w nią gra. Z dziewczynami o tyle fajniej się pracuje, że w tym, co robią są pełne zaangażowania i bardzo się starają. Na razie pracujemy ze sobą niewiele ponad miesiąc, poczekajmy co będzie dalej.
Jak to się w ogóle stało, że trafił pan do Brzegu?
- Pan Bolesław Gancarczyk już od maja namawiał mnie do przyjazdu tutaj i objęcia drużyny. Wiadomo, że finansowo taka praca nie jest atrakcyjna, bo klub nie dysponuje nie wiadomo jakim budżetem. Ale mam stąd blisko do domu, mam możliwość bycia cały czas z rodziną, a jednocześnie mogę pracować w ekstraklasie i robić to, co lubię. Kwestie finansowe naprawdę nie wpływają na moje zaangażowanie w pracę.